Julia Izmalkowa

Jak przestałam być fanką beatsów i zaczęłąm być obsesyjną fanką…

Reading Time: 5 minutes

Cannes Festival był jednym z nielicznych momentów w moim życiu, gdzie w 80% byłam zadowolona z pokazywanych prezentacji (dla porównania: tradycyjnie jest to 0 – 20%). Nie wiem jak oni to robią, ale wszyscy przyjeżdżają naprawdę przygotowani. Z merytorycznymi, ciekawymi, ambitnymi prezentacjami.
Ale była jedna, która zwaliła mnie z nóg. Moje serce skoczyło do mojego mózgu i zaczęło pompować krew z prędkością światła. W połowie prezentacji płakałam tylko po to, żeby za chwilę śmiać się, a potem znowu płakać. Absolutny i totalny rollercoaster emocjonalny.
Normalnie bym się do takich histerii nie przyznała gdyby nie to, że większość na sali zachowywała się porównywalnie. Wszyscy oszołomieni, poruszeni, wzruszeni… prezentacja wyrzuciła nas w kosmos i nie chcieliśmy stamtąd wrócić. Po niej wszyscy chcieli mieć BEATS BY DR DRE. A my z Tosią już sprawdzałyśmy, czy można je kupić na lotnisku w Nicei.
Jako strateg doceniam kunszt marketingowca – dużo bardziej niż muzyczny. Stąd pomimo krytycznych opinii moich znajomych muzyków, bardzo chciałam być szczęśliwą posiadaczką marki, którą rządzi geniusz marketingowy. Której reklamy oglądam, kiedy jestem zgaszona, poddana i nic mi się nie chce. Dają mi emocjonalnego kopa i poczucie, że też jestem w stanie przewrócić świat do góry nogami.

Na fali tej prezentacji ogarnęła mnie obsesja marki. Na moje nieszczęście okazało się, że jest kilka modeli. I że te modele mają różne kolory. I różne ceny. I różne opcje czegoś, co ja nawet nie wiem co to jest i do czego dokładnie służy (jak w 90% urządzeń, które posiadam).
GODZINY w necie. Porównywanie każdej osobno i wszystkich razem. Jak cena ok, to kolor nie taki. Jak kolor taki, to model nie pasuje. Jak wszystko pasuje, to waga za duża itd…
W końcu postanowiłam załatwić sprawę po męsku – zrobić coś, co jest do mnie zupełnie niepodobne, czyli pójść do sklepu i zobaczyć na własne oczy. Dla mnie każde wejście do centrum handlowego to wyzwanie i tragedia. I nie – nie tylko dlatego, że nie umiem dobrze parkować w podziemiach. Po prostu nie lubię takich miejsc. Ale obsesja marki była większa niż obsesja nielubienia galerii (i parkowania). Poszłam.
Wchodzę do mojego ukochanego Apple’a, patrzę na mój przyszły zakup i nadal nie umiem podjąć decyzji.
– Przepraszam bardzo, czy mógłby pan pomóc mi wybr…
– Zajęty jestem, za chwilę.
„Zajęty jestem”… Żadna obsesja nie zrównoważy mojej obsesji na punkcie dobrej, a przynajmniej poprawnej obsługi klienta. Nie czekałam, tym bardziej, że obok jest Saturn. Idę do Saturna.
No i zaczęło się… Te, które chciałam, jednak źle leżą na uszach. Te, co leżą dobrze – nie ma mojego koloru. Został trzeci model, który wcześniej odrzuciłam – nie pamiętam czemu, bo nie wzięłam moich notatek, ale trudno… przymierzę.
– Przepraszam, czy mogłabym przymierzyć?
– Są tylko te, co wystawione.
– Ale te nie są wystawione.
– To ich nie ma.
– Ale przecież widzę, że są.
– Ale w pudełku.
– No to proszę otworzyć pudełko.
– Pudełka się nie otwiera, może pani zobaczyć w internecie.
– ALE JA PRZYSZŁAM Z INTERNETU, ŻEBY ZOBACZYĆ, JAK ONE WYGLĄDAJĄ NIE W INTERNECIE.
– Proszę sprawdzić w innym Saturnie.
Z moimi obsesjami tak jest, że im większe, tym, wbrew pozorom, łatwiej je zgasić. Jestem z tych, co stroją focha. Prezentacja Beatsów była kilka miesięcy temu, a obsługa Apple’a i Saturna TERAZ, więc jednak zasady wzięły górę nad miłością. GDZIEŚ MAM TE BEATSY! KUPIĘ KIEDY INDZIEJ. Wychodzę… Idę, idę, idę… i w czasie tej swojej paplaniny w głowie patrzę – są inne kolorowe słuchawki na wystawie. Zaczęłam się przyglądać w ramach uspokojenia oddechu. Pan w środku pokazuję, żebym weszła.
– Pokazać?
– Nie, dziękuję. Ja chce Beatsy.
– Rozumiem, ale może też coś fajnego pani pokażę? Czego pani szuka?
– Bezprzewodowych Beatsów.
– A w jakich sytuacjach będzie pani używała słuchawek?
(PUNKT 1. Sprawdzenie moich potrzeb.)
– Wie pan, w tym roku czeka mnie dużo podróży autobusem. Nie lubię chrapania, nie mogę wtedy spać, więc muszę mieć dobre słuchawki (Nie jest to do końca racjonalizacja :). Naprawdę małe słuchawki nie chronią tak bardzo przed tym okropnym dźwiękiem.)
– Rozumiem, w takim razie odradzam bezprzewodowe, bo jak się skończy bateria, będzie pani skazana na chrapanie.
(PUNKT 2. Usłyszenie moich potrzeb i dostosowanie się do nich.)
– Wiem, że są może wygodniejsze, ale dla pani będą praktyczniejsze inne. I do tego są tańsze.
(PUNKT 3. Pokazanie mi, że bardziej dba o moje potrzeby, niż o swój zysk.)
Tak, wiem, że sprzedawcy są z tego szkoleni. Ale i tak prawie nigdy tego nie robią, więc doceniam, kiedy ktoś stosuje to subtelnie i na czas.
– Proszę mi powiedzieć szczerze – jakich słuchawek pani szuka, co dla pani jest najważniejsze?
(PUNKT 4. Dalsze sprawdzanie potrzeb tak, by je doprecyzować.)
Szczerze mówiąc już w tym momencie byłam jego. Powiem też szczerze, co odpowiedziałam, mimo że nie jestem z tego dumna…
– ŁADNYCH.
– A to coś dla pani mam.
I wyciąga mi najpiękniejsze słuchawki EVER. Ale wiem, że muszę zachować spokój, więc…
– Ładne, ale czarne. Ja nie lubię czarnych.
– A lubi pani białe?
– Lubię.
– A to mam białe. Proszę zobaczyć.
No i tu go mam – są w pudełku. Pudełka się nie otwiera.
– Ale chcę je zobaczyć na żywo.
– To oczywiste, już pani otwieram.
(PUNKT 5. Folia ma chronić przed kurzem, a nie przed zakupem.)
Otwiera mi pudełko i wkłada słuchawki na uszy.
Jest miłość, od pierwszego spojrzenia. Słucham muzyki, żeby ochłonąć.
– No ale proszę pana, ja chcę Beatsy. Tego przecież nawet nie sprawdziłam, jaka to jest jakość, pierwszy raz na oczy widzę.
– To kiedyś były Beatsy, w sensie Beatsy kiedyś były Monsterami. Potem się nie dogadały. Więc jakość ma pani taką samą.
(PUNKT 6. Ugaszenie wątpliwości.)
– A dizajn – sama pani widzi. Lady Gaga je reklamowała.
KUBEŁ ZIMNEJ WODY. Boże… Lady Gaga.
– NO CO TY TAKIE GŁUPOTY OPOWIADASZ?! Snoop Dogg, proszę pani, nawet na naszej stronie jest, to on w nich chodzi, żadna Lady Gaga.
(PUNKT 7. Brawo za czujność.)
Ok, wiem, że Lady Gaga też, ale brawo za wyczulenie na niewerbalny brak akceptacji i dopasowanie komunikatu do ego odbiorcy (moja reakcja nie pozostawiała wątpliwości, że Lady Gaga to nie moja idolka).
– A gdzie pani zazwyczaj podróżuje? Do Ameryki Łacińskiej? Ja też bardzo lubię. Naprawdę pisze pani bloga?
Wchodzi na bloga i przegląda go, kiedy ja korzystam z już prawie moich słuchawek.
– Wygląda na ciekawy, poczytam. Ale jak pani tak dużo podróżuje, to chyba nie chce pani wyglądać jak wszyscy. Wszyscy mają Beatsy, a z Diamond Tears… będzie pani świeciła.
(PUNKT 8. Zainteresowanie i komplementy.)
Moja nauczycielka jogi mówiła, że komplementy powodują, że nawet słoń zacznie latać. A Izmałkowa zmieni zdanie. Tego drugiego już nie mówiła, ale ja tak właśnie zrobiłam.
Chciałam Beatsy, bardzo. Ale jak ktoś nie ma dla mnie czasu albo nie chce otworzyć pudełka, TO NIE!!
Całe szczęście są jeszcze sklepy, gdzie pracownicy lubią swoją pracę, a nie tylko pensję. Gdzie klient jest ważniejszy niż procedury. Gdzie otwartość, życzliwość i stworzenie, że kupowanie przynosi experience, jak to się mówi w marketingu, nie są tylko frazesami na karteczkach przyklejonych na drzwiach wejściowych.
Dlatego chłopaki z salonu Denon w Złotych Tarasach w ciągu 20 minut zmienili moją obsesję reklamy na obsesję ludzi.
Kocham i doceniam piękny, inspirujący marketing. Ale jeszcze bardziej kocham i doceniam przyjemne doświadczenia z marką. Kocham niektóre marki, ale, z całym szacunkiem, bardziej kocham siebie.
Sorry, Dr Dre – wybrałam siebie i… diamenty.

Similar Posts:

Exit mobile version