Pulau Weh – jedna z najpiękniejszych wysp. Zielono-błękitny raj, mnóstwo małp oraz bajkowe nurkowanie.
Po godzinie pięknych widoków, podczas podróży promem szczęśliwie dopływamy do mojego raju. Wszyscy się śpieszą do wyjścia. Ja, grzebię się z pakowaniem swoich rzeczy, bo jak zwykle podróżuję jak cyganka z tobołami i nagle coś zatrzymuje mój wzrok i dalej dzieje się coś, jak w filmie slow motion
– nie mogę uwierzyć w to, co widzę i wyrywam się:
– What are you doing? (Co Ty robisz?)
Mężczyzna, który dopiero co wyrzucił plastikową butelkę za burtę, obejrzał się za siebie, szukając wzrokiem na kogo ja krzyczę.
Ku mojemu przerażeniu cały ten tłum, który rwał się jak najszybciej do przodu, nagle zaczął WSZYSTKO WYRZUCAĆ za burtę – głównie plastikowe butelki, ale także paczki po papierosach, chipsach i torebki foliowe.
Byłam zszokowana!
Nie wyobrażalne dla mnie zachowanie. Bardziej niewyobrażalne to, że nie widzieli w tym nic złego. Nikt nie reagował, bo jak się później wielokrotnie przekonałam – było to coś zupełnie naturalnego w tej części świata.
Byłam załamana. Czułam, jakby to mnie osobiście obrzucali śmieciami.
Byłam oszołomiona. Nigdy nie widziałam, żeby ludzie traktowali ocean z tak gigantycznym brakiem szacunku.
Byłam oburzona. Robili rzecz ewidentnie złą i nawet nie byli tego świadomi.
Byłam zła. Byłam nie na swoim terytorium i nie wiedziałam, jak mam się zachować.
Byłam zniesmaczona, agresywna i smutna. Chciałam z tymi wszystkimi, co wyrzucili butelkę za burtę – zrobić to samo – wyrzuć ich za burtę. Żeby wyłapali te butelki i przeprosili wszystkie ryby razem i każdą z osobna.
Nigdy nie byłam aktywną wojowniczką o prawa zwierząt czy szalonym ekologiem. Popierałam GreenPeace, ich ideę (i jednych i drugich) – ale fakty są takie, że często uważam, że przeginają i nie byłam częścią ich subkultury, którą nazywałam szaleńcami. Ale w tym momencie obudził się we mnie lew, o którego istnieniu nie widziałam.
Poziom własnego rozwoju i zachowania jest dla nas oczywisty, co oznacza, że jest przezroczysty. Mój standard nie jest standardem Indonezyjczyków. Tak, jak standard Greenpeace nie jest moim standardem.
To nie są źli ludzie, to jest zły poziom edukacji i wychowania. Jeżeli człowiek nie odróżnia dobra od zła – to nie ma szans, żeby zacząć robić dobrze.
Jednym z moich największych idoli współczesności jest Ken Wilber, który wierzy, że człowiek rozwija się wielotorowo. Mamy różne poziomy rozwoju w różnych aspektach swojej osobowości. Np. rozwój fizyczny (materia, ciało) może być na poziomie 5, psychiczny (emocje) – 2, umysłowy (rozum, intelekt) – 7, egzystencjalny (dusza) na 2, a duchowy zaledwie na 1. Dlatego można spotkać geniuszy kompletnie płaskich emocjonalnie, czy miernoty duchowe znakomicie radzące sobie w świecie materialnym. Ważne jest to, że każdy jest w stanie zrozumieć tylko argumenty ze swojego poziomu rozwoju lub niższego. Nie możemy przeskoczyć samych siebie – nie nauczysz się Chińskiego, kiedy Chińczyk będzie do Ciebie mówił i oczekiwał, że wszystko skumasz, bo on przecież nie rozumie po polsku. Języki muszą być zgodne.
Jeśli mój rozwój ekologiczny jest na poziomie 3, a Greenpeace mówi do mnie z poziomu 10 – to ich argumenty są dla mnie czystym szaleństwem. No bo co mam innego zrobić? Siebie uznać za głupią? Za nieodpowiedzialną? Za pasożyta tej planety? Nie jestem aż tak szalona.
Żebym nie uznała ani ich za szalonych, ani siebie za szkodnika – musimy mieć wspólny język – i to niestety ten bardziej doświadczony musi zejść do mojego poziomu.
Dlatego moje krzyki „Co Ty robisz?!” były jak z kosmosu dla osoby, która wyrzucała butelki, papiery czy zużyty plecak do oceanu. Nie dlatego, że ma złe intencje (chociaż dobrych też nie ma) – a dlatego, że jej rozwój ekologiczny ma się do mojego tak – jak mój do Greenpeace.
Więc, żeby skutecznie dokonywać zmian, najpierw musimy zejść do poziomu rozmówcy, a nie oczekiwać, że on do nas doskoczy.
Najważniejszy wniosek z połączenia obserwacji i przypomnienia sobie nauk Kena był taki, że ocenianiem i pouczaniem nic nie zdziałam, najpierw muszą pomoc zrozumieć, co robią nie tak i dlaczego dla nich to też niekorzystne.
Nie jestem najbardziej proekologiczna – na przykład piję z jednorazowych kubków w Starbucksie i kocham to. Ale mam już postęp – kupiłam najpiękniejszy zielony kubek świata i teraz z nim wszędzie chodzę.
Przestałam kupować wodę w plastikowych butelkach – zamiast tego kupiłam najpiękniejsze urządzenie na świecie do robienia wody gazowanej.
Krzyczenie na kogoś, krzyżowanie oraz zawstydzanie – nie jest mówieniem z poziomu osoby, którą chcemy zmienić. Jeżeli naprawdę chcemy dokonać jakichkolwiek przemian warto się zastanowić co na poziomie TEJ osoby jest dla niej ważne, ciekawe i atrakcyjne, i… zdejmijmy na chwile koronę, odłóżmy na bok, w miejscu cichym i bezpiecznym i zejdziemy do jamy niewiedzy i zacofania osoby, z którą tak mocno się nie zgadzamy. Zostawmy pogardę dla jej poglądów, (tuż obok korony) i spróbujmy powiedzieć językiem, który zrozumie. Wtedy – być może zrozumie.