Julia Izmalkowa

Miło i łatwo jest przereklamowane

Reading Time: 4 minutes

Wierzę w prawdę bardziej niż wierzę w udawanie.

Nawet kiedy jest to trudne i nieprzyjemne. Wierzę, że lepiej być w prawdzie niż w teatrze. Wierzę w szczerość bardziej, niż wierzę w manipulację. Studiowałam manipulację przez 3 lata, dlatego wiem, że jest to dobre krótkoterminowo. Koszt manipulowania jest zbyt duży, jesteśmy zgnili w środku i zjada nas strach, że zaraz wszystko się wyda i wszystko się skończy.

Wierzę w bycie sobą bardziej niż w bycie w roli.

Bo nie można udawać cały czas. Kiedyś się coś wymknie i wybuchnie. Bo rani nas to nawet bardziej niż innych. Bo jak można chcieć, żeby inni nas akceptowali, skoro sami siebie nie akceptujemy.

Wierzę w wypowiadanie swojego zdania bardziej, niż w chowanie głowy.

Tak jak nie lubię ofiar – tak nie lubię tchórzy.

Jeżeli ktoś pyta mnie o zdanie – powiem.

Jeżeli coś mi się nie podoba – powiem.

Tak, jak powiem jeżeli coś mi się podoba. W życiu musi być symetria. Jeżeli chcemy słyszeć miłe rzeczy – musimy otworzyć się na niemiłe.

Wierzę, że w dobrej relacji można powiedzieć wszystko. Ważne są intencje i forma. Jest to dużo lepsze niż udawanie, że się nie widzi, nie słyszy, nic się nie dzieje, a potem za plecami…

Wierzę w bycie bardziej, niż wierzę w posiadanie.

Kiedyś bardziej chciałam mieć. Wiele rzeczy. Większość  z nich mam. I nic się nie zmieniło. Nie jestem bardziej lub mniej szczęśliwa. Ale kiedy jestem na poduszce medytacyjnej – jestem bardziej szczęśliwa. Nawet kiedy czasem płaczę. Jestem – dlatego jest mi lepiej być, niż mieć. Nadal chcę mieć. Ale nigdy kosztem bycia. Tu i teraz. Szczęśliwie i spokojnie.

Wierzę w ciągły wybór bardziej niż w przyzwyczajenie.

Wierzę w godność człowieka. Wierzę, że mamy wpływ na nasze życie. Wierzę, że jesteśmy sami odpowiedzialni za nasze życie. Wierzę, że ciągle musimy dokonywać wyborów. Nic nie powinno być cyrografem. Chcę wiedzieć, że coś jest świadomym wyborem, a nie konsekwencją tego, że „tak już jest”. We wszystkim: pracy, w przyjaźni, w związku, w sporcie.

Wierzę w zmianę bardziej niż w tkwienie w miejscu.

Zmiana oznacza, że żyjemy.

Że wybieramy.

Że decydujemy.

Że rozwijamy się.

Że latamy.

Że marzymy.

Że jesteśmy odkrywcami.

Bycie w miejscu oznacza postawienie na sobie krzyżyka. Na sobie i na swoim świecie. A ja nie wierzę w krzyżyk. Ja wierzę w skrzydła.

Wierzę w rozwój bardziej, niż wierzę w stabilność.

Stabilność jest w porządku. Ale Kolumb nie odkrył Ameryki ze stabilności, ani Cook Australii. Apple nie powstał dlatego, żeby wszystko było tak jak wcześniej. Ani człowiek z tego powodu nie poleciał na księżyc. Jeżeli nie poruszamy się do przodu – to kim jesteśmy?  Wierzę, że każdy  z nas urodził się, żeby kwitnąć. I nawet jeżeli przychodzi chwila przerwy – dalej musimy dążyć do tego, żeby rozkwitnąć. Każdy musi dążyć do swojej wiosny.

Wierzę w łagodność bardziej, niż wierzę w agresję.

Łatwo jest być agresywnym. Ale najczęściej świadczy to o ogromnej słabości. Wiem, bo czasem jestem agresywna. Najpiękniejsze osoby, które znam są łagodne i pogodne. Są wojownikami, ale ich najważniejszą bronią jest cel i intencje. Wiedzą, że agresja odbiera im tylko siły. Agresja jest im niepotrzebna, bo wierzą w siebie i swoją siłę na tyle, że nie muszą pokazywać jej innym. Ćwiczę kickboxing z dwukrotną mistrzynią świata. Kiedy ona ze mną boksuje – nie mam ani śladu, ona wie, że nie musi mnie tłuc – bo wie, że i tak jest silniejsza. Jest silna, więc jest łagodna. Kiedy jestem na sparingu z mniej doświadczonymi nawet ode mnie – często mam siniaki…

Wierzę w odpuszczanie bardziej niż w trzymanie.

Ja nie lubię tracić, więc odpuszczanie nigdy nie przychodziło mi łatwo. Musiałam się rozkochać w zmianach, żeby zobaczyć, że tylko kiedy coś puszczę – coś następnego może się pojawiać. Wierzę w to, że należy robić przestrzeń pięknym rzeczom w życiu.

Wierzę w wyzwanie bardziej niż w wygodę.

Wyzwanie jest łaskotką dla naszego człowieczeństwa. Jest dowodem, że codziennie jesteśmy lepsi niż wczoraj. Jest przekroczeniem naszych granic i jest kształtowaniem charakteru. Jak mówi mój ukochany mentor  Piotr Voelkel – z wygody człowiek tylko tyje i przeklina. A ja nie chcę być ani nudna, ani wulgarna.

Wierzę w siłę charakteru bardziej niż w „lubię – nie lubię”.

Dlatego wierzę w decyzje bardziej, niż wierzę w „ochotę”. Nie cierpię narzekania. Nie cierpię biadolenia. Jeżeli czegoś chcesz – podejmij taką decyzję i zdobądź to. Poniesiesz porażkę, ale i tak będziesz królem, bo spróbowałeś. Ochota oznacza bycie chorągiewką na wietrze. Ja wierzę, że to JA rządzę moim ciałem i moim umysłem, więc wierzę w to, że ja decyduję co się dzieje z dzikim koniem jakim jest moja „ochota”. Udomawiam go i decyduję, gdzie on poleci. Ja rządzę!

Wierzę w ludzi bardziej niż, być może, powinnam.

Mimo że doświadczyłam od nich wiele pomówień, oskarżeń, zdrad i przykrości, to prawda jest taka, że jeszcze więcej doświadczyłam nadziei, wyciągnięcia za uszy, podania ręki, pomocy w zobaczeniu słońca wśród chmur. Niektórzy uważają, że należy na ludzi uważać. Pewnie należy, ale ja wierzę, że przede wszystkim należy w nich wierzyć i im zaufać. Wtedy jest szansa, że nie tylko Ty w nich zobaczysz to, co najlepsze, ale też oni z Ciebie wyciąganą to, co najlepsze – czego w sobie nie widzisz.

Dlatego wierzę, że musimy dbać o to, gdzie i z kim przebywamy.

Powinniśmy być otoczeni tylko tymi, którzy w nas wierzą i w których my wierzymy. Nie przychodzimy na ten świat, żeby cierpieć. Wierzę w szczęście. I wierzę, ze to powinno być celem każdego naszego działania.

Dlatego też wierzę w pytanie:

Czy chcesz być szczęśliwy czy chcesz mieć rację?

Czy chcesz być szczęśliwy czy lubiany?

Czy chcesz być szczęśliwy czy święty?

Ale bardziej niż w to pytanie, wierzę, że jesteśmy w stanie wybrać dobre odpowiedzi.

Więcej na ten temat znajdziesz w pierwszej części tego wpisu pt. Ja, moim własnym Bogiem

Similar Posts:

Exit mobile version