Julia Izmalkowa

Granice – najważniejsza rzecz, której musisz pilnować

Reading Time: 3 minutes

Nic tak nie motywuje, jak granice. Nic tak nie pobudza wyobraźni, jak granice. Nic tak nie łaskocze kreatywności, jak granice.
Problem z granicami jest taki, że nigdy nie wiesz, gdzie dokładnie są, dopóki ich nie przekroczysz. Więc często musisz przejść, poparzyć się, złamać, rozczarować, wkurzyć, żeby dowiedzieć się GDZIE SĄ TE GRANICE. Zatrzymujesz się zanim je przekroczysz i mówisz: dalej nie pójdę, tu jest moja granica.
Czasami to jest tchórzostwo, a czasami największa, pozbawiona ego mądrość, na jaką nas stać. Ale powiedzmy sobie szczerze – najczęściej to jest lenistwo, zmęczenie, kompletne wyczerpanie.
Często dzieje się tak, kiedy ćwiczysz sam w domu. Żałowanie siebie jest dużo większe, niż kiedy jest nad Tobą trener, czy sala takich samych sierot, jak Ty – wtedy wiesz, że musisz cisnąć. Ale jak jesteś sam, to przychodzą do głowy głupoty.
No i po co mi to? Chyba nie jest ze mną tak źle? To niezdrowe tak się męczyć…
Kiedy zatrzymuję się z lenistwa czy tchórzostwa, wtedy wiem, że przegrałam. Moją własną bitwę – przegrałam.
Tyle razy już przegrałam, że wiem, że właśnie wtedy należy jeszcze tylko trochę przycisnąć, nie poddawać się, zacisnąć zęby. Wtedy należy zapomnieć o bólu, czekoladzie, ukochanym serialu, który na mnie czeka, przypomnieć sobie o nagrodzie, która jest większa, niż ten cały trud. I iść dalej. Kiedy jest bardzo ciężko trzeba przestać myśleć o długiej drodze. Ale zrobić jeden mały kroczek. A potem jeszcze jeden. A potem otworzyć oczy i… już będziesz na miejscu.
Ja to często robię, bo jestem typem wojowniczki. Taka jestem. Zostałam stworzona, żeby stawiać czoło, żeby się nie poddawać.
Musiałam dopiero nauczyć się, że zatrzymanie się nie zawsze oznacza poddanie się. Przegranie bitwy nie zawsze oznacza przegranie wojny. Przyznanie się do tego, że to jeszcze nie mój czas, nie oznacza ani tchórzostwa, ani lenistwa.
Musiałam się tego nauczyć, bo kilka razy przegięłam. Przekroczyłam granice, których nie powinnam przekraczać nigdy. Powinnam się była zatrzymać tam, gdzie czułam, że powinnam. Ale pomyliłam granice z ego. I cisnęłam dalej. Nie było to odważne, ani szalone, ani spontaniczne, jak niektórzy uważają. W najlepszym wypadku był to całkowity brak uważności wobec mojego ciała i umysłu, że nie wyczułam, kiedy już tę granicę przekroczyłam.
Najczęściej działo się tak wtedy, kiedy moje ego i serce były tak złamane i obolałe, że ledwo zipiały. Tak bardzo bolały, że jedyne, co czułam, to ból. To on przyćmił zdrowy rozsądek, uważność i moje własne granice. Ten ból, tępy i gęsty, jak mgła zasłonił mi oczy, obezwładnił mózg i włączył ambicję na full.
Największa konsekwencja tej nieuważności spotkała mnie w 2007 roku, kiedy miałam wypadek spadochronowy. Czułam, że to nie moje. Czułam, że nie powinnam tego robić. Czułam, że moje granice są już przesunięte do maksimum. Ale wszyscy mówili: hej, możesz dalej, nie zatrzymuj się, to zwyczajny lęk, trzeba go pokonać, przecież sama mówisz, że lęki są od tego, żeby je pokonywać, prawda?
Prawda, ale… to nie był lęk. To były moje granice. Pomyliłam MOJE granice z granicami INNYCH. Nie zdążyłam się zatrzymać. Wstydziłam się wycofać.
Więc tak – uważam, ze warto wydobyć resztę sił, żeby patrzeć na szczyt, który jest bardzo bliski, wykrzesać z siebie resztki sił i dojść do końca. Ale jeszcze więcej odwagi wymaga zawrócenie, kiedy widzisz szczyt, widzisz, że jest blisko. Wiesz, że to jest w zasięgu ręki, ale też czujesz, że to o jeden krok za dużo. Wtedy należy zamknąć ego i granice w piwnicy i zatrzymać się, poczekać. Czasem, jak się przyzwyczaisz do swojej granicy, będziesz chciał i mógł ją przesunąć dalej. Ale jeżeli nie, to lepiej zostać tam, gdzie jesteś. To nie jest tchórzostwo, to jest zdrowy rozsądek.
Mój wypadek mnie nauczył uważności wobec moich granic.
Nadal walczę. Nadal wiele mnie kosztuje wycofanie się, kiedy widzę już szczyt mojego Everestu. Nie mam zgody na lenistwo, więc nie mam zgody na wycofanie się. Ale nauczyłam się, że rozpoznanie swoich granic na czas jest wyrazem szacunku wobec mojego ciała i umysłu.
Dlatego za każdym razem, kiedy jestem na granicy, zadaję sobie pytania: czy to jest już to? czy tutaj powinnam się zatrzymać? czy to jest lenistwo czy szacunek do siebie? czy pójść dalej, bo chcę JA, czy chce tego moje EGO?
Nie chcę być niewolnikiem moich własnych ambicji. Dlatego musiałam nauczyć się być uważna wobec własnych granic – przekraczam te, co mają być przekroczone, a inne… zostawiam w spokoju.

Similar Posts:

Exit mobile version