Julia Izmalkowa

Ja – moim własnym Bogiem

Reading Time: 4 minutes

Wierzę w intencje bardziej niż wierzę w opinie. 

Psychologowie mówią, że prawda w złych intencjach jest agresją. Tym bardziej, że subiektywna prawda jest tylko opinią, a więc prawdą jednego człowieka. Ze złymi intencjami – lepiej milczeć, niż mówić.

Wierzę w odpowiedzialność bardziej niż wierzę w zrzucanie winy.

Obwinianie innych, to przyznawanie się do własnej bezsilności. Wierzę, że człowiek nie jest jak samotny liść na drzewie późnej jesieni – zależny od wiatru i deszczu. Mam wpływ na to, kim jestem, co czuję, jak reaguję, z kim się przyjaźnię, gdzie pracuję co jem i gdzie żyję. Nie ma winy. Jest tylko decyzja i konsekwencja.

Wierzę w rozmowę bardziej niż wierzę w tłumaczenie się.

Rozmowa nie zawsze jest łatwa. Zwłaszcza, kiedy ma być trudna. Każdy ma ochotę zamknąć oczy i otworzyćje, gdy wszystko będzie już załatwione. No, ale nie będzie. Nic się samo nie zrobi. Żeby załatwić czasem trzeba przejść przez Sarajewo pretensji, niezrozumienia, łez, oskarżeń, smutku, sprawiania komuś przykrości, czy nawet pożegnania się. Ale wierzę, że jest to potrzebne. Rozmowa zakłada, że jest tak, jak jest. To jest mój wybór, nie wstydzę się tego, nie przepraszam, nie obwiniam, nie szukam argumentów. Mówię, jak jest – nawet, kiedy mnie to wiele kosztuje. Kiedy pot ścieka po czole, kiedy mam kłębek w gardle. Mam odwagę mówić, słuchać, zadawać pytania i szczerze odpowiadać.

Wierzę w słuchanie bardziej niż wierzę w mówienie.

I mówi to osoba, która niezwykle dużo mówi…
Po prostu wiem, że jestem najbardziej, kiedy jestem w słuchaniu.
Podczas wyjazdów medytacyjnych nie rozmawia się wcale. Nie dlatego, że mnisi kochają ciszę, ale po to, żeby pomóc człowiekowi: nie kłamać, nie udawać i nie wymyślać. Bo słuchać nie zawsze trzeba kogoś. To, czego ostatnio brakuje nam najczęściej – to słuchanie siebie.
Kiedy słuchasz siebie w ciszy i samotności – poznajesz siebie i bardziej stajesz się sobą, niż kiedy mówiszDlatego podczas 10 dni Vipassany dowiedziałam się więcej o sobie niż przez lata terapii. Jednak to prawda, co mówią mnisi i psychologowie: W TOBIE JEST ODPOWIEDŹ!

Wierzę w rozumienie bardziej niż wierzę w osądzanie.

Osądzenie jest łatwiejsze, dlatego każdy z nas to robi, trochę częściej lub rzadziej. Ale każdy. Tak, jak każdy czasem jest leniwy, przejada się na święta czy jest niemiły dla kelnera. To się zdarza. Ale nie powinno to być nawykiem. Lepiej, kiedy to jest wypadek. Potknąłeś się – podniosłeś się – i idziesz dalej. Osądziłeś – przeproś i wróć do słuchania. Kim jesteś, żeby osądzać? Wiem, czasem wydaje nam się, że mamy prawo lub, że wiemy na pewno… Mi się często tak wydaje, ale w życiu nie chodzi o to, żeby było łatwiej ani przyjemniej. Ale o to, żeby być w swojej prawdzie i pozwolić drugiej osobie odkryć jego własną prawdę.

Wierzę w bycie razem bardziej niż w bycie obok.

Wierzę w prawdę. Również w prawdę między ludźmi. Nie gloryfikuję przyjaźni, która trwa latami. Ważniejsze, żeby była w tym prawda, niż żeby po prostu była. Czasem ludzie wybierają rożne drogi. Czasem się zmieniają. Ale bycie ze sobą z powodu historii, sentymentów lub z jakichkolwiek innych „ważnych powodów”, kiedy nie ma porozumienia, wsparcia, ani intymności – jest relacyjnyją porażką. Jest agresją. Zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Bo przeciwnością miłości jest obojętność – ona jest dużo gorsza niż aktywna nienawiść. Dlatego nie wierzę, że coś, co jest gorsze od nienawiści może przynieść coś dobrego. Jeżeli nie jest po drodze – odejdź lub pozwól podejść – nie pozwól, żeby historia była Waszymi kajdankami.

Wierzę w szczęście bardziej niż w rutynę.

Szczęście nie zawsze przychodzi łatwo. Często szczęście (a niektórzy mówią, że zawsze) jest decyzją. Każdy, kto musiał kiedyś zmienić swoje życie, rzucić pracę lub studia, skończyć lub zacząć nowy związek – mimo, że bardzo się bał – wie, że szczęście często powstaje nie w pocie czoła, a krwawicy. Ale każdy, kto kiedykolwiek doświadczył szczęścia – nie zrezygnuje z niego na rzecz przyzwyczajenia i rutyny – bezpiecznej, bezgłośnej, bezradnej, bezosobowej.

Wierzę w prezenty bardziej niż w poświęcanie.

Poświęcanie oznacza: ja jestem lepszy. Jest pewną formą upokorzenia drugiej osoby.
Wierzę w dawanie – daję, bo chcę. Daję, bo taki jest mój wybór. Nie poświęcam się po to, żeby Tobie wypomnieć. Nie poświęcam się, żebyś kiedyś zrobił to dla mnie. Nie przygotowuję sobie miękkiego lądowania, żeby w razie problemów wytknąć Ci – jak śmiesz i jak możesz. Jeżeli kiedyś nie będziesz chciał dla mnie zrobić tego, co ja dla Ciebie – trudno. To Twój wybór. Ja dałam, bo chciałam. Z radością i z pełną świadomością.
Poświęcenie jest manipulacją tylko pod płaszczykiem Matki Teresy.

Wierzę w partnerstwo bardziej niż w uwieszanie się na kimś.

Partnerstwo oznacza, że wspólnie decydujemy o rozkładzie sił. I dbamy o to, żeby partnerowi nie było za ciężko. Nie ciągniemy na swoją stronę, ale rozumiemy, że razem jest skuteczniej, szczęśliwiej i efektywniej, niż żeby druga osoba była jak wół.

Dlatego właśnie wierzę w pracę bardziej niż wierzę w korzystanie z pracy innych.

Nie lubię pasożytów. Nikt nie lubi. Najgorsi są ci niewidoczni, którzy jak termity zjadają Twoje życie i w pewnym momencie oglądasz się, ale jest już za późno i nie możesz się nadziwić skąd oni się wzięli, przecież nic nie było widać. Nie lubię, kiedy się mnie wykorzystuje – dlatego nie wierzę, że w porządku jest wykorzystywać innych. Wierzę w to, że praca nas uszlachetnia, bo pokazuje, co możemy i na co nas stać. Jest to dla nas, jako istot ludzkich, ważniejsze niż wygoda i przyjemność korzystania z tego, co dadzą nam inni. W buddyzmie wierzy się, że tylko mnisi i chorzy mogą nie zarabiać pieniędzy. Tak naprawdę, to tylko chorzy. Bo mnisi pracują. Szczera modlitwa w czyjejś intencji może być zapłatą za jedzenie czy schronienie nad głową.

Wierzę w odpuszczanie bardziej niż w trzymanie.

Ja nie lubię tracić, więc odpuszczanie nigdy nie przychodziło mi łatwo. Musiałam się rozkochać w zmianach, żeby zobaczyć, że tylko kiedy coś puszczę – coś następnego może się pojawiać. Wierzę w to, że należy robić przestrzeń pięknym rzeczom w życiu

Wierzę w kolorową magię bardziej niż wierzę w szarą codzienność.

Wierzę w magię, bo jej doświadczam. Bo ją tworzę Bo ją wybieram. Bo jest to przyjemniejsze niż bylejakość i nijakość. Nie mam najbardziej niezwykłego życia na świecie – ale robię je na tyle niezwykłym, na ile pozwala mi na to wyobraźnia.

Wierzę w wojowników bardziej niż wierzę w opresorów.

Wojownik oznacza odpowiedzialność, za to kim się jest i gdzie się jest. Oznacza wiarę w siebie i swoje życie. Oznacza optymizm i pewność siebie. Nie zawsze wygrywa, ale zawsze robi wszystko na 100%. Nie mam szacunku do opresorów, bo to jest droga słabych ludzi. Kiedy ilość pretensji przekracza ilość argumentów, kiedy TY, TY, TY, TY jest częstsze niż JA – robi się z tego wojna pijaczków pod sklepem osiedlowym, a nie bitwa gigantów. Trzeba mieć szacunek do przeciwnika i prowadzić walkę szlachetną, a to oznacza – mierzmy się siłą argumentów, a nie ilością przymiotników.

W to wszystko wierzę dlatego… Tym wszystkim żyję, bo…

Wierzę w siebie bardziej niż w opinie innych.

I w to właśnie wierzę najbardziej. Opinie są subiektywną prawdą. Jeżeli mam już wierzyć w subiektywną prawdę – to tylko w swoją własną.Dlatego zgodnie z zasadą Katarzyny Wielkiej – powtarzam sobie jak mantrę:

“Wysłuchaj wszystkich, ale słuchaj tylko siebie”.

Similar Posts:

Exit mobile version