Kocham ludzi.
Równie mocno kocham ich brak.
Ludzie to 100% uważności i skupienia na drugiej osobie.
Słuchanie i przetwarzanie faktów i emocji. Upewnienie się, że druga osoba wie, że tylko ona jest teraz w Twoim wszechświecie. Tak żeby ktoś wiedział i czuł się ważny.
Relacje różnią się intensywnością, odpowiedzialnością i wielkością tego, ile dajesz z siebie. Ale jeżeli nie jesteś największym egocentrykiem świata – zawsze oznacza to, że musisz dać kawałek siebie.
Moja firma, to firma usługowa.
Oczywiście można to piękniej nazwać. Że jest to firma badawcza, marketingowa, biznesowa, ale pod koniec dnia, to USŁUGI. Jest klient – i Ty jesteś po to, żeby mu służyć.
W mojej pracy zawsze chodzi o drugiego człowieka.
Zawsze to on stanowi esencje tego, co robimy.
Jest to nasz Klient.
Potem Dział Zakupu.
Potem znowu Klient.
Potem nasi informatorzy (potocznie zwani badanymi).
Potem znowu Klient.
Samotne jest tylko pisanie raportu.
Więc cały czas jestem i jesteśmy w służbie – sprzedajemy naszą wiedzę, a razem z nią nasz czas i uważność.
Jako psycholog – z różnych powodów ludzie czują się w obowiązku powiedzieć mi o wszystkich problemach, które nie tylko ich obecnie trapią, ale które ich kiedykolwiek dotknęły.
Chyba myślą, że jestem taką psychologiczną policją i trzeba mi koniecznie powiedzieć zanim ja to z nich wyduszę.
Więc zanim zadaje pytanie – rach ciach i już wszystko mi mówią, jak na spowiedzi.
Nie chodzi o to, że tego nie lubię, bo zaufanie jest oczywiście dla mnie pochlebne.
Ale nie zawsze mam na to miejsce i przestrzeń – zwłaszcza, jeżeli kogoś nie znam. Lub dopiero co poznałam.
A oczywiście nie umiem sobie poradzić z presją tego, żeby w miły i stanowczy sposób powiedzieć: to ciekawe i ważne, ale chciałabym o tym NIE rozmawiać.
Bo najczęściej jest to poprzedzone: „Nigdy nikomu tego nie mówiłam, ale…” albo „Co myślisz, co to oznacza, kiedy…”.
Po to, żeby móc dawać i żeby nadal kochać ludzi muszę czasami opróżnić mój umysł i być sama. Ale zupełnie sama. Jest to dla mnie ważne. Ale robię to też z dobrych intencji dla innych. Przeciążony umysł robi się niebezpieczny, zjadliwy, złośliwy, mało uważny, roszczeniowy, skąpy itp.
Dlatego raz na jakiś czas muszę uciec na koniec świata. Tam, gdzie niczego i nikogo nie ma.
Kiedyś byłam prawie dosłownie na końcu świata – w Kolumbii.
W najmniej zaludnionej części kraju. Jest to najbardziej północny punkt w Ameryce Południowej.
Pustynia na której mieszkają Indianie Guyana.
Zostałam na Cabo Playa – w hamakach przygotowanych dla nielicznych turystów.
Był szczyt braku sezonu. Więc oprócz ludzi pracujących (sztuk cztery) i Indian przychodzących sprzedać ryby i torebki dwa razy dziennie – nie ma nikogo.
Prawie idealnie gdyby nie to, że ZAWSZE jestem z kimś. Obok mojego hamaka powiesili drugi, w którym jak nie złota rączka, to kucharka, jak nie kucharka, to jej pomocnik, jak nie pomocnik, to… znowu złota rączka.
Wszystkich ich BARDZO lubię, ale bardzo chcę być sama.
Więc… Po kilku dniach łagodnie lecz stanowczo tłumaczę, jaka jest moja motywacja, żeby tutaj być: myśleć, medytować, pisać. Że wybrałam to miejsce, bo tu NIKOGO nie ma i mogę być całkowicie sama. Z przerwami na posiłek.
Następnego dnia kilka razy mówię o swojej motywacji bycia samej: muszę pracować, napisać kilka tekstów, pomyśleć. To jest najlepsze miejsce, bo nie ma ludzi i mogę być sama. Bardziej wprost nie można.
Cristina i Julio Cezar – przytakują w ramach zrozumienia.
Super.
Zawsze wiedziałam, że najważniejsza jest komunikacja wprost. Ludzie rozumieją i doceniają szczerość.
– Julia, a może jednak przewiesimy Twój hamak obok naszego, żebyś nie była samotna? Razem z nami będzie Ci lepiej – co tak będziesz samotnie siedzieć. Pogadamy, coś zjemy, pooglądamy razem telewizję – przecież to zawsze lepiej tak niż samemu.
Wspaniała lekcja na temat tego, że komunikacja wprost nie zawsze wystarczy.
Komunikacja musi być dostosowana do odbiorcy. Ludzie są w stanie przyjąć tylko tyle, na ile mają przestrzeni. I tyle zrozumieć, ile mają konceptów.
Koncept tego, że „SAM” może być stanem pożądanym wśród Latynosów nie istnieje.
Im więcej badamy Polaków, tym bardziej wiem, że u nas ten koncept jest równie mało rozwinięty. Sam, to samotny. Lub dziwny. Lub zmęczony życiem.
Nie ma konceptu, że SAM, to jest radość przebywania w dobrym towarzystwie.
SAM, to jest oczyszczenie się.
SAM, to nabieranie energii.
SAM, to jest skupienie na sobie po to, żeby zrobić porządek z samym sobą.
SAM, to może być wybór – nie nieszczęśliwa konieczność.
Z psychologicznego punktu widzenia ten koncept jest jeszcze dalszy kobietom niż mężczyznom. Kobiety są biologicznie bardziej refleksyjnie, więc dla nich wiele problemów i wiele trudności jest rozwiązanych poprzez komunikacje i relacje. Stąd nawet w trudnych momentach wolą pojechać na wakacje z przyjaciółką.
Napić się wina z przyjaciółką.
Dlatego jest im trudno zrozumieć, kiedy mężczyzna wybiera czas samotny – biorą to do siebie.
Nie wynika to ze złych intencji kobiet, ale z tego, że czasem nie znają takiego konceptu. Jeżeli same nie mają takiej potrzeby, to nie bardzo mogą zrozumieć, skąd taka potrzeba może być i nakładają na to jedynie swoje wytłumaczenie: nie chce mnie, nie potrzebuje, ucieka.
Dlatego wiem, że w komunikacji najłatwiejsze są osoby o bardzo różnorodnym doświadczeniu – bo mają oni więcej konceptów w swojej głowie. Łatwiej jest im zrozumieć, że ktoś może chcieć coś nie do końca intuicyjnego czy automatycznego.
Więc jeżeli jest jakaś zaleta podróży – to ta należy do jednej z nich.
Ja zawsze byłam tą kobietą, w której uruchamiało się lękowe tsunami, kiedy partner mówi, że potrzebuje sam pojechać na wakacje.
Beze mnie? Co ja zrobiłam? Jak tak można? Dlaczego?
Dopóki nie poczułam, że też mam taką potrzebę – wszystko odbierałam tylko przez pryzmat moich własnych konceptów i potrzeb.
Więc kiedy mówimy, że druga osoba nas nie rozumie – powinniśmy powiedzieć drugiej osobie, że nie zna naszych konceptów, dlatego nie może usłyszeć tego, co jest dla nas ważne. Więc zakładając dobre intencje – zanim zaczniemy się tłumaczyć, atakować lub żalić się do Boga, dlaczego ta druga płeć jest taka inna – musimy spokojnie usiąść i zastanowić się na czym polega różnica naszych konceptów.
I w jaki bezpieczny i przekonywujący sposób mogę swój koncept zaprezentować drugiej osobie.
Moim sposobem na Kolumbijczyków było… wędkarstwo. Zaczęłam rano wypływać z Indianami na ryby i w milczeniu spędzaliśmy czas na łódce. W całkowitym milczeniu, ale nie samotnie. To było dla nich do zaakceptowania. Kiedy wracałam po południu – przynosili mi jedzenie i mówili: „Odpocznij kochanie – pogadamy jutro.”.
Kilka godzin z rybakami kwalifikowało mnie do ludzi normalnych. Zaliczyłam swoją dawkę świadomego wyboru bycia z żywym człowiekiem – czyli można mnie skreślić z listy potencjalnych samobójców.
Jesteśmy zbiorem konceptów. Jeżeli ktoś nas nie rozumie, to dlatego, że nie dotarliśmy do JEGO KONCEPTU.
Więc… Do roboty. Jeżeli chcesz być skuteczny – słuchaj, analizuj i nie wkurzaj się, że ktoś Cię nie rozumie.
Porozumienie ma dwie strony.
Zawsze!