– A może ten? Taki przystojny. Czemu kręcisz głową ?Nie podoba Ci się?
– Jest Czarny. Ja nie lubię Czarnych
– Jezu – jak możesz?!
– A Tobie się podobają Czarni? Miałaś kiedyś czarnego chłopaka?
– Nie, nie miałam
– Czyli Tobie też nie podobają się Czarni…
– No, ale myślałam, że Tobie powinni się podobać
– Czemu? Bo ja jestem Czarna? Jestem Czarna, ale nie lubię czarnych facetów. Spotykałam się tylko z Białymi
– Na Boga, ale czemu Ty o nich mówisz „Czarni”?
– A jak mam mówić? Przecież nie są transparentni. Nie są zieloni, czerwoni czy żółci. Są czarni. To jest fakt
Ta rozmowa w klubie z moja piękną Czarną przyjaciółką uświadomiła mi dwie rzeczy:
- To nieprawda, że każdy ma prawo mieć swoją opinię. Nie ma demokracji. Musi być ten bardziej uciskany i pokrzywdzony, żeby mieć mocną i nie poprawną politycznie.
- Ta sama rzecz, osoba, sytuacja jest postrzegana bardziej prawdziwie lub mniej w zależności od tego, jak bardzo musimy ugładzać naszą opinię ze względu na lęk przed tym, żeby nie być posądzonym o niepoprawność czy złą intencję. Z tego właśnie powodu ten sam obiekt jest zupełnie inaczej nazywany i nadaje mu się rożny ładunek emocjonalny.
Jeżeli ja, jako biała osoba, powiem, że czarny mężczyzna jest dla mnie nieatrakcyjny – będę rasistką. Jeżeli w ogóle użyję określenia „Czarny” w stosunku do kogoś – będzie to uznane za nietakt, bo to jest niepoprawne politycznie. Powinnam powiedzieć Czarnoskóry. A najlepiej nie mówić nic. Powiedzieć to w taki sposób, żeby nie wymawiać tego na głos. Najlepiej w ogóle nie poruszać tematu rasy, bo to zawsze drażliwy temat.
Rozmowa o kolorze skóry uświadomiła mi, że jest kilka takich tematów, w których nie ma demokracji. Tak jak religia, homoseksualizm, macierzyństwo, zdrada, niepełnosprawność, bieda itd. To są tematy, w których musimy mieć zaciśnięte gardło lub narazić się na ocenę, że robimy coś złego, wypowiadając się w taki czy inny sposób.
- Matki karmiące zawsze mają pierwszeństwo, rację i są objęte specjalnym programem świętości.
Ostatnio w magazynie Wysokie Obcasy poruszano głośny temat dotyczący tego, jak karmiące matki obśmiały cały świat, który prosił ich, by zakrywały się podczas karmienia. (http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,115167,19495343,matko-karmiaca-butelka-nie-masz-powodu-do-wstydu.html).
Ja nie widzę w tym nic śmiesznego i dowcipnego. Czytając ten artykuł oglądałam zdjęcia nagich dużych piersi i podpisy pod nimi : „Nie będę zakrywała mojego dziecka tylko dlatego, że komuś to się nie podoba. Czemu mam zakrywać, jak ono je, skoro ludzie nie zakrywają się podczas jedzenia?”.
Bo nie jemy piersiami lub z piersi – dlatego się nie zakrywamy. Miejsce publiczne dlatego jest nazywane publiczne, bo dzielimy tą przestrzeń. I nie widzę powodu, dla którego matka z dzieckiem jest ważniejsza ode mnie. Tak – nie lubię patrzeć na cudze piersi. Ani kiedy matką karmiącą dziecko jest moja przyjaciółka, ani obca kobieta. Nie kupuję też Playboy‘a i nie oglądam filmów pornograficznych z nagimi piersiami obcych kobiet. Wystarczą mi moje własne piersi. Jest to dla mnie intymne i nie rozumiem, dlaczego moja potrzeba nie jest tu szanowana? Dlaczego uważa się, że ja jestem uzurpatorem? Nie, nie kupuję tego, że to takie naturalne. Naturalne to jest w Afryce, bo kobiety chodzą nago na co dzień. Nie podoba mi się karmienie piersią w restauracji czy na przystanku. Tak samo jak chodzenie w krótkich szortach plażowych po mieście, lub, nie daj Boże, w tychże szortach do teatru. Uważam, że to nie jest ok. Nie lubię również kiedy nastolatki w autobusie czy na ławce prawie uprawiają seks – bo uważam to za niesmaczne. Mimo, że również mogą mi odpowiedzieć tak samo, jak matki karmiące piersią: nie będą się ograniczać tylko dlatego, że innym się coś nie podoba.
Super, że kobiety karmią piersiami. I jestem za tym, żeby dziecko czuło się komfortowo, ale jestem również za tym, żebym ja się czuła komfortowo. I biorąc pod uwagę skalę tego zjawiska – nie jestem w tym sama. Wiele innych ludzi myśli podobnie jak ja, ale też wiele nie ma odwagi nic na temat powiedzieć – bo to jest brzydkie i nie ok – wystąpić przeciwko naturalności relacji matki z dziećmi. Będę walczyć z nimi o to, żeby każde miejsce publiczne, restauracje czy urząd posiadały specjalne miejsca do karmienia dzieci. Ale nie za tym, żeby matki z dziećmi miały więcej racji tylko dlatego, że mają dzieci. Bo ludzie bez dzieci też mają prawo do swoich racji i do tego, żeby się czuć komfortowo w miejscach publicznych.
- Zdradzasz, to jesteś zły i godny potępienia, a zdradzany jest zawsze święty
Jakiś czas temu tekst kochanki do żony wywołał totalne oburzenie w Internecie. Zapytano mnie wtedy, co ja myślę jako psycholog i kobieta na ten temat? Ważniejsze, od tego, co myślę na temat tego tekstu, jest to, co myślę na temat reakcji na ten tekst – a myślę jedno – szczyt hipokryzji. Szczyt!
Tak – jestem zdania, że nie można niczego zniszczyć, jeżeli jest już zniszczone. Kochanka nie rozbija rodziny. Brak komunikacji między partnerami. Brak uważności, żale, egoizm, skupienie się tylko na dzieciach i zapominanie o partnerze, brak radości w związku, brak troski o wspólny czas – to rozbija.
Kochanka, co najwyżej może być triggerem, motywacją, wymówką – ale nie powodem. Oczywiście, kiedy nie mówimy o skoku w bok, a o długo trwającej zdradzie. Wszystko zdarza się z jakiegoś powodu. I nie ma znaczenia, czy to mężczyzna czy kobieta. Każdy czegoś szuka. Każdy czegoś nie dostaje.
Robiliśmy kiedyś badania w Izmałkowa Consulting, w ramach których kobiety miały śledzić mężczyzn przez tydzień i CODZIENNIE dzwonić do badaczy z raportami. Klient nie wierzył, że to się uda… Wiecie, ilu mężczyzn zauważyło, że żona go śledzi? Ilu zauważyło, że codziennie znika na półtoragodzinną rozmowę telefoniczną? ZERO. Dlaczego? Bo jest im wszystko jedno. Tak, jak nie zauważają nowej fryzury czy kiecki, tak nie zauważają z czasem nawet jej obcości. Kobiety są lepsze? Nie, często nie są. Nie zauważają, że on co raz mniej się uśmiecha, nie bardzo chce mu się opowiadać o tym, co działo się w pracy, że przestał nawet chodzić na ukochany tenis i nic mu się nie chce. I nie chcą poznać jego przyjaciół, ani przeczytać jego prezentacji (bo to nudy straszne), ani wspólnie nauczyć się pływać na windsurfingu. Kobiety popełniają ten grzech, że często ze związku robią pracę i zapominają o radości i lekkości. I często są tak zajęte codziennością, dziećmi i wszystkim obowiązkami, że nie zauważają nagłej utraty wagi u partnera, przychodzenia później i co raz większej liczby delegacji. Tak – stają się równie nieuważne.
Czy uważam, że zdrada jest czymś brzydkim? Tak – uważam, że to nie jest ładna rzecz. Jest o naruszenie pewniej umowy, brak lojalności i blizna, która zostaje na zawsze. Czyli często dłużej niż związek .
Uważam, że wszytko należy załatwić rozmową i decyzjami. Wprost i patrząc sobie w oczy. Ale świat nie jest idealny. Ludzie skarżą się na brak komunikacji, a sami nie mają odwagi się komunikować. Skarżą się na brak miłości, a nie są w stanie potraktować jej, jak czasownik i coś robić z miłością i dla miłości.
Fakty są takie, że zdrady się zdarzają i jeżeli ktoś utrzymuje je dłużej, a partner tego nie zauważa – to jest nieuważny względem tej osoby. Jest to przymykanie oczu na fakty i na pewne prawdy psychologiczne – bo chcemy, żeby świat był piękny i różowy. Nie jest.
Dlatego zero – jedynkowe ocenianie zdrady uważam za wyjątkowe niesprawiedliwe.
I wiecie kto mi dał najwięcej do myślenia w tej kwestii? Pewien mężczyzna, który napisał o swoim doświadczeniu zdrady – opisał, dlaczego zdradził,, dlaczego odszedł i dlaczego nie czuje się winny z tego powodu. Zawsze stałam po stronie kobiet. I po stronie zdradzanych – ale ten niezwykle szczery list pokazał mi, że za każdym działaniem stoi motywacja, (http://mamadu.pl/120427,odszedlem-od-zony-dlaczego-swiat-mnie-nienawidzi). Zdrada jest bolesna. Każda. Ta, która się odbywa bez trzeciej osoby – w ciszy zakłamania – jest również zdradą.
- Kobieta odchodzi, bo jest nieszczęśliwa. Mężczyzna odchodzi, bo jest fiutem
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni zdradzają, bo są fiutami. Bycie fiutem nie jest zależne od chromosomów. To jest postawa życiowa lub zachowanie sytuacyjne. Kobiety i mężczyźni zdradzają czy odchodzą, bo są nieszczęśliwi. Nieszczęście niestety też nie wybiera sobie wieku, płci czy koloru skóry.
Każdy niestety bywa i ma prawo być nieszczęśliwy. Wiele moich przyjaciółek, ze mną na czele, zostało skrzywdzonych przez mężczyzn. Byli totalnymi fiutami. Wiele moich przyjaciółek, ze mną na czele, skrzywdziło mężczyzn, bo zachowali się jak fiutki. Co płeć ma z tym wspólnego? Dlaczego nie możemy uznać, że mężczyzna też może być nieszczęśliwy. Może cierpieć. Może odejść, nie dlatego, że zamienia kobietę na lepszy model, a dlatego, że już dalej tak nie może. Lub nie kocha. Odkochanie się dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn. Uważam, że gloryfikacja kobiet w takiej sytuacji jest bezzasadna.
Zakończenie każdego związku, każdego etapu jest na maksa bolesne. Super, jeżeli możemy to zrobić z szacunkiem i podniesioną głową, z resztą miłości i łagodności. To nieprawda, że tylko kobieta ma serce i duszę, że tylko ona potrzebuje uwagi. Tylko kobieta potrzebuje miłości. To przecież fakt!
Miłość niestety czasem mija. Z różnych powodów. Ale zawsze warto o nią walczyć. Czasem się przegrywa tą walkę. I uważam za równie obrzydliwe i nieuczciwe udawanie miłości – jak i zdradę. Obydwie te rzeczy są równie krzywdzące i niszczące.
Uważam, że o miłość zawsze trzeba walczyć. Ale kiedy już nie pozostaje nic, trzeba mieć odwagę odejść. I dać przestrzeń i partnerowi i sobie do znalezienia szczęścia w szanującym się związku z miłością.
Jednak bardziej niż bycia nieszczęśliwym, boimy się zmian. Bardziej niż o szczęśliwej przyszłości myślimy o szczęśliwej przeszłości – tkwimy w czymś, co nie jest dla nikogo dobre. W naszym świecie prawo do bycia nieszczęśliwym w związku mają kobiety i to one mają prawo odejść i rzucić, bo walczą o swoje szczęście. Mężczyźni rzadko mają takie prawo – bo przecież oni serca nie maja i szczęścia nie potrzebują – więc oni mogą tylko modlić się, żeby odrodzić się w następnym życiu jako kobieta – wtedy dostanie prawo głosu, prawo do szczęścia. Ale w tym życiu – cicho sza… Nie zasłużyłeś sobie na własne zdanie. Nie zasłużyłeś na walkę o swoją przestrzeń, swoje szczęście. I na pewno nie wolno krytykować kobiet. Bo nie mówi się źle na temat słabszych. A wiadomo, kto jest słabszą płcią.
- Kobieta nie pracuje, bo wychowuje dzieci – to świetnie. Kobieta pracująca i mająca dzieci to sucz
Kiedy robimy badania z kobietami na temat dzieci i kariery, często wychodzi ten sam wynik – kobiety marzą o karierze, ale w przypadku tych, które same zajmują się dziećmi – bardzo silne jest przekonanie, że kobieta, która pracuje, to sucz. Bo prawdziwa matka nie poświęca swojego czasu z dzieckiem dla pieniędzy i kariery. Te, które tak robią to wyrodne matki.
Z jakichś powodów panuje przekonanie, że trzeba wybierać – zdążysz czy nie zdążysz https://www.youtube.com/watch?v=cTVZSieehik i najważniejsze to zdążyć z dzieckiem. Jak chcesz zdążyć z rozwojem osobistym i karierą, to musisz za to zapłacić samotnością i smutkiem. Bo jak nie masz męża – to coś jest z Tobą nie tak. Wybrałaś karierę i nawet nie masz czasu na to, żeby zająć się życiem osobistym. Bo to jest przecież oczywiste, że kobieta nie mogła zdecydować, że nie chce być z kimś, bo woli sama – niż godzić się na kompromisy, które nie są dla niej dobre. I oczywiście tylko kobiety z dziećmi mają prawo do opinii na temat kobiet bez dzieci czy tych pracujących. Bo te drugie – jak one śmią krytykować świętość?! Matki? Trzeba być matką, żeby mieć prawo do posiadania swoje opinii.
Bo kobiety, które pracują, nie mają prawa głosu na temat macierzyństwa, nawet jeżeli same są markami. I tym bardziej nie mają prawa głosu, jeżeli, nie daj Boże, nie chcą być matkami. Uważam za głęboko krzywdzący kobiety pogląd, że trzeba wybierać.
Mężczyzna nie wybiera – bo może mieć i dom, rodzinę i karierę równocześnie. Wiele kobiet też nie musi wybierać. Świat jest pełen matek, które pracują i maja dzieci. I uważam, że faworyzowanie poglądów niepracujących matek –nie jest w porządku. Każdy ma prawo do wybrania swojej drogi, co nie znaczy, że musimy atakować czyjąś, tylko dlatego, że czujemy brak czegoś w naszym własnym życiu.
Jako kobieta mam tendencję do narzekania na facetów. Jako badacz widzę sprawę z każdej z możliwych stron – 360 stopni. Również z męskiego punktu widzenia. Jako psycholog – rozumiem, jakie motywacje i potrzeby kryją się za większością ludzkich zachowani. Nie zawsze są ładne. Nie zawsze są uczciwe – ale są, jakie są, bo jesteśmy tylko ludźmi. Świat jest niedoskonały, po to, abyśmy mieli okazję się rozwijać. Jako kobieta, która nie jest mamą – jestem non stop narażana na pytanie: Czemu nie mam dzieci? Czy nie szkoda mi życia na karierę? Czy nie będę żałowała na starość? W każdym z tych pytań zazwyczaj jest ocena i insynuacja lepszej, niż moja własna, drogi. Każde z tych pytań jest zero- jedynkowe. Nie zgadzam się na to. Świat nie jest zero-jedynkowy. A nasza sytuacja jest kombinacją wyboru i okoliczności. Mam kilku przyjaciół mężczyzn i widziałam, jak cierpieli podczas rozwodów, zdrad, odejść. – Ich cierpienie było tak samo prawdziwe, jak cierpienie moich przyjaciółek (lub moje własne). Mimo to, jako kobieta – mam tendencje do narzekania na facetów. A gdy jestem w roli przyjaciółki, badacza i psychologa – jestem w stanie wzbić się ponad własne ego i zobaczyć – że im też jest trudno i mają prawo do zrozumienia, szacunku lub zwyczajnego wysłuchania ich perspektywy.
- Chory i niepełnosprawny jest święty
Najważniejszą dla mnie książką jest „Śmiertelni nieśmiertelni” Ken’a Wilbera. Jest to największy filozof i myśliciel XX wieku, a ta książka jest jego osobistym hołdem żonie, która umarła na raka. Nie chodzi o to, że to jest piękna historia miłosna. Ani o to, że jest to doskonałe studium filozoficzno-religijne. Chodzi o magię szczerości oraz fakt, że równolegle są przedstawione perspektywy osoby chorej i opiekującej się. Zawsze, kiedy słyszałam narzekania na egoizm osób bardzo chorych – wydawało mi się egoistyczne i bezczelne myślenie o tym w ten sposób. Zrozumiałam dopiero dzięki Wilberowi, że bycie chorym nie daje prawa mówienia i robienia wszystkiego, czego się chce. A sam fakt, że ktoś z Twoich bliskich jest chory nie znaczy, że masz na sobie postawić krzyżyk. W naszym społeczeństwie powiedzenie jednak tego, że nie dajesz już rady, jesteś wycieńczony opieką, pojawiają Ci negatywne emocje takie, jak złość czy agresja, są nie na miejscu, a bycie chorym ma być usprawiedliwieniem każdego, nawet najbardziej przykrego i bezczelnego zdania i najbardziej niegodziwego zachowania.
Byłam kiedyś prawie przez rok unieruchomiona. Znam to uczucie, kiedy wydajesz się najbiedniejszym człowiekiem wszechświata. Znam też to uczucie, kiedy masz przekonanie, że Ci się należy – ale im dłużej mamy w sobie to uczucie, tym bardziej jesteśmy zahamowani przed wyzdrowieniem.
Nic nam się należy. Kiedy jesteśmy chorzy i ktoś się nami zajmuje – robi to, bo nas kocha, bo chce nam pomóc – ale zawsze może wybrać, że nie może lub nie chce tego robić.
Moja przyjaciółka – Mariam – zszokowała mnie kiedyś informacją, że jej babcia jest w ośrodku opieki dla osób starszych. Mając czworo dzieci i jeszcze więcej wnuków? Taka była moja pierwsza reakcja. Odezwała się we mnie świętoszka. Na co Mariam, łagodniej i bez urazy, odpowiedziała: „Nie chodzi nawet o to, że nikt nie chciał zajmować się babcią, ale ona sama nie chciała mieć poczucia, że ktoś musi coś dla niej poświęcić. Zdecydowała, że chce być w ośrodku, by jej najbliżsi nie martwili się o nią i żebyśmy mogli odwiedzać ją, kiedy nam jest wygodnie, a nie kiedy musimy. Dzięki temu nadal nasze stosunki są pełne miłości”. Jak się okazało – pełna miłości jest również babcia, która zakochała się już w pierwszym tygodniu pobytu.
Więc zanim osądzimy kogoś, kto jest zmęczony czyjąś chorobą – pomyślmy, że opiekuje się nią nie robot, a człowiek, który też ma swoje życie i emocje. I ma do nich takie samo prawo, jak człowiek chory.
- Rasa, religia, narodowość – opinie mogą mieć tylko ci, których to dotyczy
Posiadanie jakiejś opinii, nie jest samo w sobie przykre czy szkodliwe, ale posiadanie opinii oceniającej, jest przykre i często niesprawiedliwe.
Problem z wyrażaniem naszych uczuć jest często taki, że zawierają już w sobie emocje + ocenę – więc jest to dużo mocniejsze niż każdy z tych elementów osobno. Np. Nie podoba mi się, że w Banda Acech na Sumatrze jest zakaz sprzedaży alkoholu, bo w dużym stopniu to hamuje rozwój turystyki i ci ludzie żyją biedniej niż w innych częściach kraju – a jest to magiczne miejsce. Kiedy to powiedziałam na glos usłyszałam, że jestem rasistką, nie rozumiem niuansów kulturowych, że to jest część religii i powinnam to szanować – zwłaszcza, że jestem psychologiem.
– Ale co, jak ja mogę? Tak właśnie uważam – i nikogo tym nie obrażam
– Wyrażasz swoją dezaprobatę dla religii muzułmańskiej
– Wyrażam swoją dezaprobatę dla braku zdrowego rozsądku i biedy, która panuje w tej części kraju
Spór z Austriakiem robił się bardzo gorący, bo już nie chodziło o ten alkohol (ironicznie – ja akurat bardzo mało piję – a oni mieli ze sobą zapas alkoholu wystarczający na miesiąc), ale o to, że ja jestem oceniana.
– Hej! No słabe jest to, że u nas nie wolno sprzedawać – bo przecież turyści to nie muzułmanie, więc niby czemu oni mają za to płacić. To jest moja religia. I powinno być zaufanie do mnie – że ja tego będę przestrzegał, więc uważam, że ten zakaz prosto we mnie uderza – emocjonalnie, a turysta musi cierpieć.
Tak powiedział starszy pan, siedzący obok nas na łódce. Indonezyjczyk, muzułmanin.
– Ja nie piję. Moje dzieci nie piją. Ale przyjeżdżają do nas przyjaciele i piją – to ich sprawa
Austriak natychmiast się odniósł do tego zdania i powiedział, że skoro Indonezyjczyk tak uważa, to może rzeczywiście ten przepis jest trochę bez sensu.
Mój przyjaciel Jeromy może powiedzieć „Czarnuch” – bo jest czarny. Mój kolega Scar może powiedzieć, że ma oczy jak szparka, bo jest Azjatą. Mój kolega Darren może powiedzieć „pedał”, bo jest gejem. Moja koleżanka Anastazja może powiedzieć, że jej chłopak jest skąpy jak żyd (a jest Niemcem), bo sama jest żydówką. Mamy prawo powiedzieć coś na głos i nie być posądzeni o to, że jesteśmy obrzydliwymi rasistami, szowinistami czy małymi umysłami.
- Bogaty to złodziej, a biedny – to święty
Znam dużo świętych i kilku złodziei. To, kim są w żaden sposób nie jest determinowane pieniędzmi. Im więcej robimy badań na temat finansów, tym bardziej wiem, że to, co mamy i jak wydajemy nasze pieniądze, to nasza postawa i nasz stan umysłu. Kiedy ktoś, kto ma pieniędzy, mało, narzeka, jak łatwo i super jest temu, kto ma ich dużo – zastanawiam się, czemu sam nie pomyśli nad kosztem zdobycia tych pieniędzy. Ja na moich studiach prawie nigdy nie imprezowałam – uczyłam się. Wakacje spędziłam w Stanach, ucząc się i pracując. Na 4 roku studiów już pracowałam w agencji reklamowej. Wtedy, kiedy wielu moich rówieśników korzystało z młodości – co jest oczywiście ok. Ja pracowałam po 10-12 godzin dziennie, bo po pracy w agencji biegłam jeszcze dawać korki. Więc nie, nie zgadam się na to, że sam fakt, iż więcej zarabiam, obliguje mnie do utrzymywania tych, co nie zarabiają. Bo często ci, co nie zarabiają – woleli od razu pójść do pracy po szkole – wkuwanie na uniwerku jest mało dochodowe. Nie uczą się języków, bo „nie mają talentów”. Pracują „od – do”, bo należy mieć równowagę między pracą, a życiem prywatny. Kosztem tego, że ktoś ma więcej pieniędzy, jest najczęściej brak równowagi, tęsknota za rodziną, problemy ze zdrowiem z powodu stresu i nieregularnego trybu życia. Nie uważam, że trzeba dawać coś komuś, kto nie chce włożyć wysiłku, żeby poprawić swoją sytuację. I żeby była jasność – uważam, że to jest ok pracować 8 godzin. I nie mieć wyższego wyksztalcenia. I nie uczyć się języków. Taka osoba nie jest ani lepszym, ani gorszym człowiekiem. Ale to jest wybór i decyzja. I konsekwencją jest, że jeździ na gorsze wakacje, gorszym samochodem i rzadziej je w restauracjach niż ten, który wybrał inną drogę.
Wszystko ma swoją cenę w życiu – i bieda i bogactwo. Wszystko ma też swoje konsekwencje. I temu, kto ma mało nie należy się nic od tego, który ma dużo – z samego faktu, że musi nastąpić wyrównanie.
Mam wielu przyjaciół czarnoskórych, muzułmanów i Azjatów. Jeżeli Czarny nazwie Cię Białym – to stwierdza fakt, jeżeli Biały nazwie Czarnego Czarnym to jest rasistą. Jeżeli Anglik żartuje z Francuza, jego śmiesznego akcentu i obsesyjnego przywiązania do Francji oraz ciągłego gadania o jedzeniu – to jest to zabawne. Jeżeli Anglik żartuje z tego, że Azjaci maja nazwiska, które dla nas śmiesznie brzmią, lub z tego, że kochają karaoke – to jest rasizm.
W tym świecie musisz lub musiałeś być uciskany, żeby mieć prawo żartować. Kolor skóry jest faktem – bez oceny emocjonalnej – jest tylko i wyłącznie faktem. Nie jest żadnym nośnikiem rasizmu czy negatywnego stosunku do innej rasy. I akcent czy preferencje muzyczne stanowią część KULTURY. A ta jest, jaka jest i sam fakt, że mówimy o tym, uważamy za przejaw rasizmu – to brak akceptacji różnorodności kulturowej. Nastawienie negatywne, które wiąże się z przekonaniem, że jesteśmy lepsi od kogoś innego. Negatywne zachowanie – to jest rasizm. I nie zgadzam się na to, że każdy uważa, że ma prawo do oceniania i dawania, lub odbierania sobie głosu, dlatego że jest słabszą płcią, ma dzieci lub czarny kolor skóry. Nie zgadzam się na to, żeby w imię poprawności udawać, że wszystko jest transparentne i zabierać komukolwiek prawo do głosu czy opinii.
Wszystkie osoby, które znam i przy których nie musisz zasługiwać, czy walczyć o prawo do opinii – to są osoby charakteryzujące się trzema cechami:
1. ciekawość i otwartość wobec świata
2. duże doświadczenie życiowe
3. radość życia
Mariam – zawsze się ze mnie śmiała, kiedy miałam problem powiedzieć, że ktoś jest czarny – przecież jest czarny?!:)
Piotr Voelke – jest zawsze bardziej nawet otwarty, żeby usłyszeć opinię kontrowersyjną i sprzeczną z jego, bo mówi, że dzięki temu rozwijamy się.
Moje koleżanki muzułmanki – spędziły ze mną 10 dni na indyjskiej medytacji Vipassana. Mają zero potrzeby kategoryzowania i krytykowani – jednocześnie szczerze im zwisało, co inni mówią na temat muzułmanów. Każdy ma prawo mieć swoją opinię, bo każdy może mieć rację, gdyż prawda wynika z doświadczenia. Ty mnie znasz i wiesz, że jestem ok, ale może ktoś ma przykre doświadczenie, więc masz prawo nie lubić islamu.
Fj – jest muzułmaninem, gejem, który je wszystko i pije też wszystko. Największy miłośnik życia, którego znam, a jednocześnie facet, który odda za Ciebie życie, jeżeli potrzebujesz. Uważa, że każdy ma prawo do wszystkiego, jeżeli tylko nie rani tym innych, bo “ważne jak, a nie co”.