Julia Izmalkowa

Lubię głośno krzyczeć, Brazylia

Reading Time: 2 minutes

Czasami jesteś w miejscu, w którym nie chcesz być. Ale nie możesz stamtąd uciec. Nie możesz czasem nawet wyjść i grzecznie zamknąć drzwi… Nie prosiłeś się. Nie szukałeś tego. Znalazłeś się. Albo się wpakowałeś i jest już za późno. Możesz tylko być, cierpieć, mniej lub bardziej, ale być. Cały TY jesteś w kajdankach.

Czasami jesteś z ludźmi, z którymi nie chcesz być.  Nie, nie dlatego, że ich nie kochasz, nie lubisz – bo znasz, lubisz, a  może nawet kochasz.  Po prostu  już nie chcesz z nimi być. Może kiedyś będziesz znowu chciał, ale TERAZ nie chcesz… Kajdanki na wszystkim, na czym się da założyć kajdanki. Ale najbardziej na ustach.

Czasami chcesz coś bardzo powiedzieć, ale nie możesz. Bo nie wypada, bo sprawi przykrość, bo zaszkodzi, Tobie samu zresztą najbardziej… Masz zaklejone usta, ale… mózgu sobie nie możesz zakleić. Więc milczysz, jesteś i… krzyczysz. Z zamkniętymi ustami.

Najgłośniej krzyczę, kiedy mam zamknięte usta. Taki krzyk mnie najbardziej wyczerpuje. Ale nauczyłam się go dawno temu. Mam wiele lat praktyki, bo… często wpadałam w tarapaty, bo za dużo mówię. Wiec nauczyłam się mniej.  Mniej… I jeszcze mniej… Aż w końcu nauczyłam się mówić z zamkniętymi ustami. Ale nic w życiu nie jest za darmo…

Mniej słów, mniej błędów, więcej wewnętrznego tupania i wrzeszczenia…

Myślę, że dlatego tak bardzo boję się wyjeżdżać w moje podróże z kimś, kogo znam i lubię.  Będąc z tymi, których kochasz, czasem warto a nawet trzeba zamknąć usta. Ale prawo natury jest nieubłagane.

Mój nauczyciel historii w Kijowie kiedyś tłumacząc nam zjawisko rewolucji powiedział: To jest tak, jakbyś zamknął czajnikowi dziurę. Będzie przez jakiś czas cicho, ale przyjdzie moment, że wybuchnie. Wtedy już za późno, nic nie można już zrobić.

Wewnętrzny wrzask jest najgorszy. Bo jest mój i nikt go nie słyszy. Nikt go nie dzieli. Ale za to później – wszyscy poniosą konsekwencje…

Trudno jest być z podniesiona głową i nie na kolanach kiedy masz zakneblowanymi ustami… Dlatego raz na jakiś czas KOCHAM miejsca, w których nikt mnie nie zna i ja nikogo nie znam. Nikogo nie znasz, więc na nikogo nie musisz uważać. Jeżeli kogoś urazisz – wystarczy szczere „przepraszam” i sprawa zamknięta. Gdy ktoś Ciebie obrazi, myślisz: hej, co tam ona o mnie wie… Pomyślisz przez chwilę i… zajmiesz się dalej swoimi sprawami.

Myślę, że ci, którzy uważają, że to takie odważne zmienić środowiska, nigdy nie doświadczyli zalet tej sytuacji. Brak wspólnej historii, zobowiązań oraz znajomości czułych punktów daje wielką wolność. Wolność od UWAŻANIA żeby nie powiedzieć, nie zrobić, żeby nie urazić, nie narazić, żeby nie za dużo ani nie za mało.

Bo nie czujesz się jak słoń w składzie porcelany. Bo możesz się różnić.

Bo nikt nie zamyka dziurki w czajniku. Po prostu podnosi trochę przykrywkę i… robi herbatę.

Tak się właśnie tworzą nowe znajomości. W moim życiu tak, jak w badaniach – ekstremalne sytuacje dają najwięcej możliwości i danych.

Wolność bycia sobą dają nowe znajomości i te super stare, z którymi niejedno już wykrzyczałaś. Nie zawsze się z Tobą zgadzają, czasem ich irytujesz, wkurzasz, złościsz, ale mimo wszystko ich miłość, akceptacja i zrozumienie jest tak wielkie, że NIGDY nie zamykają swojej dziurki od czajnika. Dlatego tak bardzo kocham tych, których znam od lat. Dzięki nim mogę dużo gadać i nie dopuszczać do rewolucji. Dzięki nim kocham podróżować, ale jeszcze bardziej kocham wracać.

Kilka osób, przy których krzyczeć mogę, ale nie chcę. To, co ich łączy, to że są najlepsi na świecie i że mnie nie zabiją za to, że dałam tu ich zdjęcia 🙂 Reszta zapowiedziała morderstwo lub odebranie mi mojego Maczka, na którym trzymam wszystkie zdjęcia.

Exit mobile version