Julia Izmalkowa

Zdecydowanie wolę chirurgów plastycznych od Photoshopa, #część 1

Reading Time: 3 minutes

„Nie chcę moich zdjęć poprawionych w Photoshopie! Nie chce i już. Tak, jak jest, bardzo mi się podoba”.

Mam wielu znajomych z branży modowo-filmowej. Dyskusje na temat piękna i współczesnych standardów są czymś na porządku dziennym.

Absolutnie rozumiem argumenty modelek, fotografów i stylistów o tym, że kamera kocha chudość. Na takich chudych dziewczynach po prostu wszystko wygląda pięknie. Zawsze, moment krytyczny takiej rozmowy, jest wtedy, kiedy do dyskusji włączą się ktoś, o tak faszystowskich poglądach na chudość  jak Vodianowa – czyli pełny pogardy dla ludzi powyżej rozmiaru 38 (a 36 jest ledwo ledwo do zaakceptowania):

„Jeśli jesz jak świnia, czujesz się jak świnia”.

Zawsze uważałam, że promowanie tylko jednego typu sylwetki jest niezdrowe i krzywdzące, bo biologia nie działa według zasad marksistowskich – nie jesteśmy tacy sami, nie takie same rzeczy uznajemy za piękne czy brzydkie. Nie zawsze jesteśmy w stanie zaakceptować standardy (nawet gdybyśmy chcieli) mediów, w których nawet modelki czują się za grube, za brzydkie, za bardzo niedoskonałe. Doskonały świat, w którym jedynym niedoskonałym elementem jest człowiek.

Mój mózg, tak jak mózg wielu kobiet, WIE, że jesteśmy rożni, że osobowość i nasze wartości tworzą naszą atrakcyjność. CZYTAMY o akceptacji własnego ciała i o tym, że każda z nas jest piękna. Jako psycholog – nie tylko to rozumiem, ale znam wszystkie możliwe argumenty, dlaczego argument o doskonałości, naszej różnorodności i kochaniu naszych odmienności, jest nie tylko słuszny, ale bardziej zdrowy. Ale jak wiele innym kobiet, czasem CZUJĘ, że nawet jeżeli nie jestem gruba, to na pewno jestem niewystarczająco szczupła.

Cale życie zmagałam się z problem tego, że moje marzenie, tego jak wyglądam, nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości, więc praca nad akceptacją tego, kim jestem i jaka jestem – od lat jest wysoko na mojej liście priorytetów w pracy nad rozwojem osobistym. Dlatego, kiedy spotkałam się z moją przyjaciółką, fotografką, byłam bardzo zdecydowana w wyrażeniu mojej opinii, czego chcę i czego potrzebuję.

-Nie chcę mieć moich zdjęć poprawionych w Photoshopie! Nie chcę i już. Tak, jak jest, bardzo mi się podoba. Daj tak, jak jest.

Bez edycji te zdjęcia nie nadają się. Najpierw muszą pójść do poprawek, a potem możesz je wykorzystywać.

-Ale ja nie chcę! Nie chcę, żeby ktoś je poprawiał! Lubię je takie, jakie są! Lubię siebie taką, jaka jestem! Uważam, że zrobiłaś mi mega zdjęcia i tak je zostawimy. Uszanuj moją decyzję.

Po kolejnych 15 minutach emocjonalnej dyskusji (łagodnie mówiąc), na temat mojego szacunku do pracy fotografa i jej szacunku do mojego zdania, zapytała mnie:

– Czyli co? Podobały Ci się zdjęcia?

– Bardzo!

– Uważasz, że dobrze na nich wyglądasz?

– Tak, uważam, że jestem w porządku

– No widzisz! Tym samym udowodniłaś, że mam rację, bo…  zmniejszyłam Ci ręce i talię. Powiększyłam cycki i wyrównałam cerę. Właśnie dlatego Ci się podobają. Chcę je oddać do edycji, żeby nawet profesjonalista tego nie zauważył.

Potem była chwila ciszy… Zamroziły się we mnie wszystkie komórki i całość zatrzymała się, chyba po to, żeby wyraźnie usłyszała i dobrze przetworzyła nowe informacje: Widziałam na zdjęciach siebie. Uważam, że są ładne, że ja jestem ładna. Teraz okazało się, że nie byłam to do końca ja. Tylko JA w wersji upgradowanej.

– No widzisz, że niepotrzebnie tak się upierasz, że Photoshop jest niepotrzebny. Wszyscy korzystają z tego narzędzia i nie widzę powodu, dla którego Ty nie miałabyś tego robić. Zasługujesz na to, co najlepsze.

Słyszę to. Wiem, że są za tym dobre intencje, ale nie czuję, że znowu aż tak dobra rzecz mi się przytrafiła. Bez używania wielkich słów: czuję się mega nieprzyjemnie, czuję się obrzydzona, niezaakceptowana wprost przez moją własną przyjaciółkę, która na co dzień powtarza mi, że jestem piękna i że nie widzi powodu, abym tak na siebie narzekała. Czyli cały czas kłamała. Namawiała mnie na akceptację, a potem przy pierwszej okazji mnie skorygowała. Sięgam po kolejny kieliszek wina i mówię:

– To bardzo przykre, że musiałaś mnie poprawiać

– To nie twoja wina. Ta sukienka była niedobra. Nie masz takich grubych rąk, ale też nie są chude, a tylko takie wychodzą dobre. Chcę, żebyś była idealna, więc Cię zrobiłam idealną.

Przykre było to, że wcześniej prawie jej uwierzyłam, że JESTEM idealna. Tyle lat mi to mówiła, że wreszcie zaczęłam rozważać, że tak może być.

To, co tworzy człowieka idealnym to sytuacje, które przeżywa i ludzie, z którymi przebywa.

Jak to mówimy w Izmałkowa Consulting: wszyscy kłamią. Myślałam, że ja już nie dam się nabrać. A jednak dałam się…

Możesz siebie nie lubić. Może Cię krytykować obcy, ale kiedy ktoś, kogo kochasz i kto kocha Ciebie, uważa Cię za istotę głęboko niedoskonała, jest to bolesne i nieprzyjemne. Nawet, jeżeli dotyczy to tak płytkiej i mało ważnej sprawy, jak odchudzanie rąk czy wygładzanie cery.

Nie chodzi o to, że mam być idealna dla wszystkich, ale chciałabym być idealna dla tych, którzy dla mnie są ważni. Kolejne za duże wymaganie…

Lub…

Cdn. (w przyszłym tygodniu). O tym, jak poszłam do chirurga plastycznego i jak zrobił ze mnie ideał…

[wysija_form id=”2″]

Exit mobile version