Guayu mają bardzo specyficzne poczucie własności. Wynika to z głęboko zakorzenionego poczucia, że wszyscy inni mają dużo więcej i dużo lepiej – a tym bardziej jeżeli się znajduje na ich ziemi. Bo jeżeli dotarł na ten koniec świata, a uważają, że są nawet dalej niż koniec świata, to wniosek jest jednoznaczny: Każdy turysta który tu przybył jest mega rozpieszczony życiem, bo ma niebywałe fanaberie (bo niby, po co ma chcieć tu przyjechać jeżeli to nie jest zwykła ciekawość?) a do tego pieniądze na ich realizacje…
Więc… skoro jest taki bogaty, a my tacy biedni – to matematyka jest prosta. Wszystko, co zostawi turysta uważane jest za skarb znaleziony, nie podlegający zwrotowi. Więc jak tylko turyści odjeżdżają SUVem w siną dal, kto pierwszy – ten lepszy biegnie do hamaków i sprawdza, czy coś nie zostało. Na moje pytanie czy nie uważają, że to nie jest najlepszy customer servise – odpowiedzieli (pomijając już tradycyjne argumenty – my biedni – oni bogaci) :
Tylko wariat wróci tutaj po raz drugi…
Więc… Skoro nie wróci… To po co mamy dbać o jego dobre wrażenie i sympatię do nas?
Guayu to naród bardzo praktyczny…