Julia Izmalkowa

Jest część siebie, którą musisz zabić

Reading Time: 5 minutes

– Pani Julio, jedna rzecz jest dla mnie pewna po tym spotkaniu. Bardzo bym nie chciał być pani wrogiem.

– W życiu prywatnym jestem bardzo serdeczna.

– Wierzę, ale wolę nie ryzykować. Jest pani niezwykle stanowczą i zdeterminowaną osobą. Lepiej pania nie znać lub być pani przyjacielem.

Tak mnie pożegnał prawnik jednej z największych korporacji po spotkaniu, na którym zażegnaliśmy kilkumiesięczny konflikt. Najpierw nam nie chcieli zapłacić. Potem chcieli nas podać do sądu. A potem chcieli nas podać do sądu i nie zapłacić. A wszystko dlatego, że źle zrobiliśmy badanie.

Moja firma – Izmałkowa – miała wtedy 3 lata. Byłam totalnie przerażona, kiedy prawnik przerwał prezentację i powiedział, że badanie jest skandalicznie zrobione. Sprawdziłam każde nagranie, każdy raport, każdego badacza i każdego informatora (osobę, która bierze udział w badaniu). Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że złe wyniki w języku prawników i managerów znaczą:

Z takimi wynikami ja stracę pracę, mój szef straci pracę, a być może cały dział straci pracę. Takie wyniki nas nie zadowalaj, więc całe badanie jest złe i nie powinno ujrzeć światła dziennego. Złe badanie równa się zła agencja, więc koniec z wami, nie zapłacimy.

To było nasze pierwsze gigantyczne badanie. Niezapłacenie nam oznaczałby koniec. Koniec na minusie. Byłam przerażona. Przez 2 miesiące nie spałam, nie jadłam, obgryzłam wszystkie paznokcie. Aż wreszcie mój ówczesny narzeczony polecił mi swoją ciotkę – prawnika.

– Julia, czy jesteś pewna, że badanie było dobrze zrobione? – spytała Ania.

– Tak.

– Czy poddałabyś je pod ocenę ekspertów, żeby to oni stwierdzili, czy tak jest?

– Tak.

– Gdybyś miała zrobić je jeszcze raz, to czy mogłabyś zrobić coś lepiej?

– Nie.

– Jesteś pewna?

– Tak.

– No to walczymy. I zrób coś z tymi kolanami, trzęsiesz się. Przestań, wprowadzasz niemiłą atmosferę.

– Boję się.

– Julia, będziemy pracować na moich zasadach. Zasada numer jeden – jeżeli wiesz, że masz rację – nie możesz się bać. Musisz przeznaczyć energię na walkę i znalezienie argumentów, a nie szczekanie zębami i trzęsienie kolanami. Jeżeli się boisz, to wątpisz. A jeśli wątpisz, to jesteś osłabiona i tracisz bystrość umysłu. A wróg, tak jak pies – wyczuwa słabość na kilometr i wtedy mocno atakuje. Dlatego nie stawiamy się dobrowolnie na gorszej pozycji – nie boimy się. Racja jest po naszej stronie, więc przygotujemy się i wygramy. Czy to jest jasne?

Kilkanaście godzin rozkminiania sprawy i powoli wszystkie części ciała uzyskały stabilność. Moja prawnik zrobiła dla mnie to, co moja firma robi dla naszych klientów – przedstawiła mi rzeczywistość z innej perspektywy. Takiej, w której dokładnie widzę i rozumiem, co się dzieje i wiem, co mogę zrobić.

Kiedy miesiąc później, po tym finalnym spotkaniu wyszłyśmy z jednego z budynków Mordoru, nie mogłam uwierzyć, że trzy miesiące temu tak strasznie się bałam i że ostatecznie wszystko skończyło się bez szwanku (moich siwych włosów nie liczę).

– Aniu, dziękuję!

– Chciałabym powiedzieć – proszę bardzo, ale szczerze mówiąc nie czuję tu swojej zasługi. Byłaś jak czołg. Ja nie powiedziałam chyba nic oprócz „dzień dobry” i „do widzenia”. Odpuściłaś mu tylko w jednym na trzynaście punktów, a ustaliłyśmy, że sześć pierwszych jest najważniejsze.

– Sześć to był plan minimum. Skoro powiedziałaś, że mamy rację i ja wiem, że ją mamy, to niby czemu mam odpuszczać? Jestem dobrą uczennicą – zasada numer jeden zastosowana na maxa – nie było strachu, bo cała energia poszła na walkę.

– Wiesz Julia, dzisiaj zrozumiałam dlaczego ty masz takie problemy z moim bratankiem. Dlaczego w ogóle masz problem z mężczyznami. Kiedy patrzyłam na ciebie, jak walczysz z tym prawnikiem, byłam pełna podziwu. Zero lęku. Zero uległości. Byłaś pewna siebie, dumna, nieustępliwa, przygotowana i rzeczowa. Spokojnie i stanowczo, jak czołg, walczyłaś o swoje zdanie, swoje racje, swój zespół. Byłaś prawdziwą tygrysicą. To nie była Julia, którą znam ze spotkań rodzinnych. Julia z Antonim jest zupełnie inna – miła, kochana, ustępliwa, zapatrzona w niego. Wiesz, jaki masz problem w związkach? Mężczyzna poznaje ciebie jako tygrysicę, a kiedy zaczynasz z nim być stajesz się w kokiem. Brał tygrysa, a wylądował z jego marną imitację – domowym kociątkiem.

– Przecież wszyscy mówią, że związek to są ciągłe kompromisy…

– Kompromis nie ma nic wspólnego z rezygnacją z siebie. Kocham mojego bratanka, ale przy nim się zmieniasz. Prawnikowi, który chciał podać do sądu ciebie i twoją firmę nie dałaś nawet dojść do słowa. Wycisnęłaś z niego więcej, niż chcieliśmy, a przy Antonim jesteś… jak cipa, za przeproszeniem. Obraża cię czasem, grozi ci, szantażuje cię – a ty nic nie robisz, tylko łagodzisz spory. Wiesz, 18 lat temu byłam taka, jak mój bratanek. Miałam wspaniałego pierwszego męża. Piękny, mądry człowiek. I on był taki jak ty. Ja wtedy nie umiałam się kłócić i zawsze kończyło się słowami: „no to idź do rodziców, jak ci się nie podoba!”. On to wszystko długo znosił, aż pewnego dnia poszedł do rodziców. I został u rodziców. I już było za późno. Sama sobie wykrakałam. Sama go wygoniłam do rodziców tą swoją gadaniną. Dlatego droga Julio, jeżeli lubisz zasady, zasada numer 2: nie mów niczego, czego nie masz zamiaru zrobić lub czego nie myślisz. Jeżeli długo coś powtarzasz, to to się spełni. Więc trzeba uważać na to, co się mówi.

Niektóre rzeczy nasi przyjaciele powtarzają nam od lat. Ja często słyszałam, że w związkach jestem tak miękka, że aż mdła. Tak ustępliwa, że aż nie wypada. Tak pogodzona z tym, że kto inny ma rację, że aż nieprzyjemnie się na to patrzy. Ta okropna sytuacja z prawnikiem, w której jedyną nadzieją na wygraną było stanie się niezłomną i stanowczą bizneswoman i Joanną d’Arc uświadomiła mi, że jestem cipą, skoro pozwalam, żeby ktoś do mnie mówił tak, jak mi się nie podoba. I chyba tego dnia, kiedy Izmałkowa wygrała – wygrał też mój tygrys. Przebranie kotka zostało spalone.

Wróciłam do domu wypompowana jak balonik. I mój facet, bratanek Ani… zaczął się kłócić o kolejne mało ważne rzeczy – dlaczego nie byłam, nie zadzwoniłam, nie poszłam, nie napisałam. Że ja zawsze lub nigdy. I czemu. I czemu nie chcę pójść z nim na mecz, a jutro na kolację do mamy.

– Nie chcę, bo jestem zmęczona, wykończona i potrzebuję chwili dla siebie!

Monolog na temat tego, że ciągle tylko pracuję lub ciągle odpoczywam po tym jak pracuję…

– Może będzie lepiej, jeśli znajdziesz sobie faceta takiego jak ty. On ci nie będzie marudził ani narzekał.

Jeżeli długo coś powtarzasz, to to się spełni – rozbrzmiały mi w głowie słowa Ani.

– Antoni, masz rację. Lepiej, będzie jak sobie znajdę innego faceta.

Tak oto zabiłam mojego kotka. I to w białych rękawiczkach. Tak, że nie było już z czym walczyć, o co prosić. Nie można było już zwalić na mnie winy. Nie ma kotka. Nie ma winy. Nie ma związku.

Czasami jest tak, że dostajemy to, o co prosimy. To, czego żądamy. To, z czego żartujemy. Ale czasami ktoś to potraktuje poważnie. Czasami człowiek spotyka kogoś, kto mu powie: nie bądź jak ta cipa. Czasami nie pozostaje nic innego niż posłuchać, wysłuchać, przyznać rację i odejść.

Mój tygrys był gatunkiem zagrożonym, wymierającym. Tak oto prawnik pomógł mi uratować firmę i zabić kotka. Teraz rządzi tygrys – bo tak jak big dogs don’t bark – big cats don’t take bullshit. Czasem tygrys jest potulny JAK kotek. Ale JAK robi różnicę – nadal jest tygrysem. Zabij kotka. Bądź tym, kim jesteś. No bullshit. Tiger is alive!

Similar Posts:

Exit mobile version