Julia Izmalkowa

Blizna jest jak selfie. Tylko bez filtra.

Reading Time: 6 minutes

– Dlaczego nie usuniesz tej okropnej blizny? Mam wujka, który jest chirurgiem plastycznym i może to załatwić raz dwa!

– Do mnie mówisz? – ocknęłam się.

– Julia, ta blizna jest naprawdę obrzydliwa. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego jeszcze się jej nie pozbyłaś!

Niektóre rozstania przychodzą szybciej niż inne.
Masz taką myśl, że może ten ktoś nie jest dla Ciebie najlepszy na świecie, ale…z drugiej strony najgorszy też nie.
Potem robi coś super słodkiego i myślisz sobie – może się czepiam?
A potem, kiedy leżycie na plaży i dotyka Twojej stopy, patrząc z obrzydzeniem na ślad po 4 operacjach mówi, że ma rozwiązanie na to, żebyś była ładniejsza.
Ja często nie jestem najlepsza w takich decyzjach i wszechświat – w swojej wspaniałości – podsuwa mi sytuacje. Sytuacje, które pozwalają mi zdecydować: być czy wyjść?
Z psychologicznego punktu widzenia – robienie SWOT-u związku całkowicie nie ma sensu. Różne wartości mają różną wagę. Ktoś może być punktualny, dobry i wykształcony, ale siorbie podczas jedzenia i nie daje napiwków i wiesz… że nie dasz rady. Starałaś się przez kilka tygodni, może nawet miesięcy, ale… czujesz zbliżający się moment Twojego wybuchu.

Nie trzeba badań psychologicznych, żeby wiedzieć, że NIE ISTNIEJE partner idealny!
Ale mam dla Ciebie jedną, dobrą wiadomość: istnieje idealny partner DLA CIEBIE.
Jedną z jego najważniejszych cech jest to, że… mu nie przeszkadzasz.
Smutna wiadomość od psychologów jest taka, że miłość może trochę podupaść z czasem i nie obfitować już w te fajerwerki, co na etapie romantycznych początków. Natomiast znakomita wiadomość jest taka, że jeżeli Twoją miłością jest osoba, którą szczerze lubisz, której zestaw cech Cię nie uwiera – to jest szansa, że przetrwacie nawet wtedy, kiedy światła miłości będą nieco przyciemnione.
To trochę tak, jak z butami – może nie są to super hiper extra wymarzone od Louboutin, ale są całkowicie zachwycające, pasują do połowy Twojej garderoby i… co nie bez znaczenia – są w Twoim rozmiarze.

Psychologicznym truizmem jest to, że nie powinniśmy wchodzić w związek z oczekiwaniem, że druga osoba się zmieni.
Ludzka natura ma jednak to do siebie, że wie, że rozumie, ale i tak chce. Stąd truizmem jest zadanie, które często pada w gabinecie psychologicznym: nad czym pracować, do dopieścić, a co MUSIMY polubić mimo, że nie tylko nie marzyliśmy o tym, ale być może nawet nie marzyliśmy o tym, żeby tego czegoś nie było.
Musimy odróżnić bazę od dodatków. Bazy NIE MOŻEMY zmienić. Dodatki – TAK. Pizza bez ciasta nie jest pizzą, ale bez pomidorów – jest (oczywiście według mnie nie – ale… podobno jest). Może być bez sera, bez sosu i nawet z pieca drewnianego – ale ciasto musi być.
Samolot bez klasy biznes jest nadal samolotem, ale taki, który nie ma skrzydeł – to już nie bardzo.
Nie wierzę w bezwarunkową akceptację – wierzę jednak w pełną akceptację esencji drugiej osoby.
Atak na esencję tego, kim jesteśmy – jest AGRESJĄ. Każdy z nas zasługuje na to, żeby być tym, kim jest – i za to być szanowany i lubiany. Między innymi dlatego, że nawet my sami mamy często jakieś wątpliwości, co do tego, czy nasza własna esencja nam nie doskwiera.
Dlatego ważne jest, żeby przy nas był ktoś, kto nas nie kopnie. Kto nas jeszcze bardziej nie spycha w głąb czarnej dziury, gdzie i tak dobrowolnie schodzimy lub raczej zrzucamy się.
Jeżeli jesteś silny – możesz powiedzieć:
Lubię Cię, ale siebie też lubię i skoro Ci się nie podoba to, kim jestem – lepiej żebyśmy nie byli razem.

Jeżeli nie jesteś super silny – Twoja wiara w siebie, czy pewność siebie jest zaburzona – to każda krytyka będzie potwierdzeniem, że coś z Tobą jest nie tak. Skoro kocha i MIMO WSZYSTKO jest we mnie coś, co uważa za obrzydliwego, okropnego, to co dopiero pomyślą inni, obcy ludzie?!
I tak właśnie działa mechanizm powstawania i utrzymywania toksycznych związków!
Taki związek musi sięgnąć absolutnego dna, musi go spotkać tsunami z huraganem i to w tym samym czasie, żebyśmy wreszcie odważyli się odejść. Dlatego dobrze jest jednak postawić na swoją pewność siebie.
Każdy ma swoją bazę, swoją esencję. Swoją.
Bliznę (dosłowną lub metaforyczną).
Niezwykle ważna jest samoświadomość – to, co jest dla nas nieusuwalne!

Twarz mojego chirurga Mikołaja wróciła, kiedy się obudziłam po 3 operacji mojej stopy. Siedział przy mnie, bo wiedział, że pierwsze, co będę chciała wiedzieć, to to, czy operacja się udała i na tyle mnie znał, że wiedział, że nie uwierzę pielęgniarce. Do tej pory jest pierwszym, który pisze do mnie, gdy narzekam na cokolwiek, sprawdza czy u mnie OK i czy biorę leki.  

Moja blizna przypomina o jego zaangażowaniu, dużo większym niż w serialach o lekarzach.

Blizna jest jedną z cegieł w moim fundamencie, więc jeżeli ktoś chce tę cegłę wyjąć, to znaczy, że nie jest nam pisane zbudować wspólną ścianę.
Są 3 powody, dla których lubię moje blizny i dla których ich nie usunę. Ale usunę każdego z mojego życia, jeśli zaproponuje mi takie rozwiązanie.

  1. ONE są częścią mojej historii. A ja JESTEM moją historią. Jestem sumą emocji, które przeżyłam. Sumą sytuacji, które pokonałam. Sumą tych wszystkich upadków, sumą wysiłków i łez, które mnie kosztowało podniesienie się.
  2. ONE są mapą mojego życia. Czasami patrzę na moją poharataną stopę i już nie pamiętam, jaka kiedyś była. Przypomina mi jednak o całej drodze, którą pokonałam, żeby być tu, gdzie jestem. Czasami jestem zmęczona i wtedy często patrzę na moją bliznę i przypominam sobie, że kiedyś myślałam, że droga do chodzenia, biegania, czy butów na obcasie też jest nie do pokonania. A jednak chodzę na box 4 razy w tygodniu i w mojej szafie pełno jest Irregular Choice.
  3. ONE przypominają mi o tym, że zawsze wszystko w życiu mogę zmienić i że dobrze jest nie czekać na tragedię. Zmiany przychodzą, kiedy stara sytuacja już nie pasuje i wtedy trzeba mieć odwagę odciąć się i nie trzymać się na siłę suchej gałęzi.

Kiedy patrzę na moją bliznę – czuję TRIUMF. Upadłam. Podniosłam się. Poprawiłam koronę. Pobiegłam dalej.
Dlatego nie wstydzę się moich blizn, bo każda z nich była początkiem decyzji o zmianie.
Kocham blizny.
Uwielbiam, kiedy ktoś czuje się ze mną na tyle blisko, że opowiada mi ich historie.
Każda blizna mówi mi więcej o człowieku, niż jego doskonałe selfie.
Blizna jest opowieścią. O wyzwaniach, które pokonał, o demonach, które po drodze zabił i o szczycie, na który doszedł.

Dużo więcej zaczęłam robić dzięki temu, że wreszcie doceniłam to, jakie to jest szczęście chodzić! W ciągu 4 miesięcy mojej podróży jako #travelingCEO (czyli cały czas pracowałam) – byłam na trzech prawie bezludnych wyspach, nurkowałam z rekinami, żółwiami i słodkowodnymi meduzami. Otworzyłam się na poznanie nieznajomych i dzięki temu mam kilku przyjaciół, aż do dziś. Wspięłam się na 3 wulkany, plus jeden podwodny, byłam na Sulawesi, gdzie widziałam najbardziej egzotyczny i okrutny rytuał pogrzebowy. Byłam na indonezyjskim weselu. Kąpałam słonia i ścigałam orangutany, a kiedyś robiłam jedną z tych rzeczy na rok. Coś, co przyniosło mi tyle wiary, tyle emocji – nie może być obrzydliwe, co myślicie?

Blizny mówią mi skąd pochodzę, a mądrze potraktowane – dokąd zmierzam.
Nie uważam, że każdy MUSI kochać swoje blizny. Oczywiście jest jeden ważny powód, dla którego możemy usunąć naszą bliznę:

  1. JA CHCĘ

Chcę, bo mi się nie podoba. Chcę, bo mi przeszkadza. Chcę, bo ta historia była przypadkiem i nic nieznaczącym wydarzeniem. Chcę, bo czuję, że będę ładniejsza i sprawniejsza bez niej. Chcę, bo nic dla mnie nie znaczy.
I jeżeli kiedyś będę miała taką chęć – nie będę wahała się nawet minuty.
Ale moja blizna, to MOJA historia, co oznacza, że jest MOJĄ decyzją.
Jako społeczeństwo jesteśmy owładnięci imperatywem doskonałości. Ale w tym, co nie jest doskonałe zawiera się cała prawda. Za warstwami pudru kryje się prawdziwa twarz. Za szwami, prawdziwa historia.
I dla mnie blizny, to wrota do wszechświata innych osób. Dlatego widzę w nich samo piękno.

Similar Posts:

Exit mobile version