DAWNO DAWO TEMU obcowanie z działem kreacji było jednym z trzech powodów mojej głębokiej nieszczęśliwości w pracy w agencji reklamowej. Klient na przetargach zawsze negocjował ze strategiem, nie z kreacją. Kreacja uwodzi, ale strategia obiecuje. Więc jako że to ja obiecywalam, co jak zadziała, to czułam zawsze stres związany z odpowiedzialnością – MUSI zadziałać.
Kiedy po raz kolejny słyszałam, że kolor klienta im nie pasuje, że czcionka jest banalna, że produkt właściwie przeszkadza w pomyśle, że się czepiam i nie pozwalam realizować twórczej energii, że się nie znam, nie mam wyobraźni, że nie skończyłam ASP, że mam ich bronić, a nie stać po stronie klienta itd… pomyślałam: „Nie, więcej nie dam rady”. Potem jeszcze był rok, kiedy dawałam. Dwa, a potem trzy lata. I przyszedł moment, że rzeczywiście już nie mogłam i obiecałam sobie, że od tej pory będę się z kreatywnymi przyjaźniła, ale nie będę z nimi pracowała.
Potem mi oczywiście przeszło, ale nadal z nimi nie pracowałam 😉 Przyjaźnie się, chodzę na wino, kolacje i tańce, ale robię badania, przygotowuję strategię dla Klienta, który SAM im to przekazuje i SAM musi znosić twórcze PMSy.
Cannes zaczęło goić moją przeszłość, bo tam zobaczyłam inny typ kreacji. Zrozumiałam, że po prostu miałam pecha, lub, co bardziej prawdopodobne, nie byłam wtedy gotowa na taką pracę, a teraz jestem bardziej otwarta i zaczęłam inaczej odbierać ludzi, którzy myślą obrazami, a nie tylko krzywą sprzedaży.
Tak poznałam F. Jak inne zachwycająco inspirujące osoby, miał kilka cech, które spowodowały, że kontakt z nim był dla mnie jak pobyt w hotelu all inclusive – po tym jak zgubiłam się na pustyni bez wody (co nie jest dla mnie tak straszne, bo nie lubię pić) i jedzenia (co jest dość straszne, bo kocham jeść).
– Ma dystans do swojej pracy i nie trakował reklamy ani komunikacji jak boga, tylko jako trampolinę i możliwość tworzenia.
– Ma szacunek zarówno do siebie, jak i do tych, dla których tworzy, co oznacza, że jego prace są powalająco oryginalne i sugestywne i nawet o drugiej w nocy masz ochotę lecieć natychmiast kupić produkt, bo nie wytrzymasz do rana.
– Potrafi opowiadać dlaczego podjąć takie a nie inne decyzje bez używania argumentów: TO ja skończyłem szkołę artystyczną, tak jest LEPIEJ, bo inaczej się już nie robi, ta czcionka jest nieczytelna, za to jest bardziej cośtam… Po prostu miał argumenty, kiedy się o coś zapytało, dzięki czemu miało się poczucie, że każdy szczegół jest przemyślany.
I takie połączenie w dziele serca i mózgu było czymś niezwykle pociągającym i pobudzającym nie tylko wyobraźnie, ale też zapędy konsumpcjonistyczne.
Powoduje to jeszcze jedno – chcesz nie tylko przy nim przebywać, ale marzysz o tym, żeby z nim pracować. To jest to jedna z tych osób, która wymiata już przy pierwszej rozmowie, przy której czujesz, że dotykasz geniusza oraz masz ochotę się zamknąć (co w moim przypadku jest rzadką sytuacją), żeby jak najwięcej posłuchać, bo wiesz, że to, co on ma do powiedzenia, jest ważne i nie możesz stracić okazji. To jedna z tych osób, po rozmowie z którą wychodzisz tak naładowany inspiracjami, pomysłami i energią, że chcesz zmienić logo, credential lub nawet profil działalności. Żałujesz, że nie ukradłeś ołówka z IKEA i nie masz jak zapisać tych pomysłów, które w Tobie buzują.
F., kiedy pokazywał mi swoje prace, patrzył na komputer i się uśmiechał. Sam do siebie. Po prostu. Uśmiechał się.
– Hej, F., czy Ty wiesz, że uśmiechasz się, kiedy mówisz o swojej pracy? Tak jakbyś był zakochany w tym, co robisz.
– No tak… – powiedział z takim samym uśmiechem. JESTEM.
Trochę takich osób poznałam, jest ich trochę w reklamie. Ale jego wyjątkowość polega na tym, że nie jest zmanierowany, nie ma poczucia wyższości (lub, co gorsze, niższości, która zazwyczaj idzie w parze z agresją). Oprócz tych cech, wszystkie wielkie osoby w życiu zawodowym, które poznałam, łączy jeszcze jedna cecha – są bardzo w zgodzie z tym, co robią. Tak bardzo wchodzą w proces tworzenia, że trudno jest postawić granicę pomiędzy nim, a jego dziełem. Mam wrażenie, że każda z tych osób tak strasznie kocha to, co robi, że pewnie robiłaby to nawet bez pieniędzy. Ale są na tyle mądre i ogarnięte, że zrobiły z tego swoją pracę.
– Pewnie ludzie kochają z Tobą pracować. Ale musi to być też trudne, biorąc pod uwagę to, jak Ty wysoko latasz i jakie masz wymagania.
– Ja uważam, że jestem bardzo dobrym szefem… Wymagam tylko jednej rzeczy: żeby robili swoją pracę W STANDARDZIE GENIALNIE. I to wszystko. To chyba nie jest za duże wymaganie, prawda?
I think I am pretty good boss. I don’t expect much, They just have to do fu*** amazing job. Is that too much to ask??
Nie tak znowu dużo… Tylko genialnie, tylko fu*** amazing.
I tak się spotyka strateg z kreacją. Badacz z artystą. Kiedy pomiędzy nami jest to, co najważniejsze – brak akceptacji do wszystkiego, co jest poniżej fucking amazing – wtedy nie ma różnicy między nami. Wtedy jest tylko coś, co do czego się zgadzamy.
Fu*** amazing job. Cokolwiek by to nie było.
F. oprócz tego, że jest dobrym szefem, który wiele nie wymaga, pokazał mi jaka jest różnica pomiędzy osobami, które robią coś dobrze, a tymi, którzy robią coś genialnie. Czasem małe różnice tworzą WIELKI KANIONY.
Płynna definicja genialności
Im bardziej ktoś sam jest genialny, tym mniej stałą ma definicję i standardy – cały czas je upgraduje. Cały czas sprawdza, czy może być jeszcze lepiej. Cały czas wtłacza w siebie genialności ze wszystkich kategorii i potem znowu redefiniuje wszystko na nowo. W geniuszu jest niepokorność na wszystko, co ustalone i powiedziane już wcześniej. Nie zmienia tego, bo chce stawiać wyżej poprzeczkę, ale dotykać innych obszarów życia, inspirować się, wchłaniać bodźce z całego świata. Zmienia się jego gen doskonałości, więc jego wewnętrzna potrzeba się zmienia. Pomiędzy twórcą dobrym a genialnym jest różnica częstotliwości upgrade’u definicji. W przypadku tych bardzo dobrych są one częste i skokowe, ale dla genialnych – to never ending story. Jest to jak fala, której nie można zatrzymać – cały czas, cały czas, cały czas…
Wymagania
To taki wewnętrzy upgrade genialności. Te osoby, które w największym stopniu zmieniały świat, innych, mnie, to osoby, których uwierało wszystko, co nie było najlepsze, co mogli stworzyć w danym momencie… Niektórzy mają w sobie wewnętrznego krytyka, a oni mają w sobie wewnętrznego supermana, który mówi – jeszcze można wyżej, jeszcze wyżej… Krytyk czasem ściąga ich na dół, ale obok jest batman, który mówi: „Hej, Ty nie potrafisz? Pękasz?” No i skaczą. A potem nadchodzi taki moment, kiedy zatrzymują się, patrzą na swoją pracę i się uśmiechają.
Dlatego wierzę w to, że należy się otaczać mądrzejszymi i bardziej utalentowanymi od siebie ludźmi, żeby latać jeszcze wyżej. Nie dlatego, że musisz, ale dlatego, że nie możesz inaczej. Bo wszystko, co poniżej genialności, zaczyna cię uwierać…
Ja też uważam, że „fu*** amazing” to nie jest za duże wymaganie. Dla wszystkich, którzy lubią latać i dotykać gwiazd – to nie jest nawet opcjonalne, to jedyne możliwe wyjście.
Więc następnym razem, kiedy ktoś powie, że masz za duże wymagania – pomyśl o F. On, nawet kiedy zaczynał swoją pracę, nigdy nie przyjmował do wiadomości tego, że poprzeczka jest za wysoko. Kilka lat później był jedną z największych gwiazd na Cannes Lion – zarówno wśród kreacji, jak i klientów.
Po prostu fu*** amazing!
Kilka zdjęć z ludźmi, którzy też latają wysoko, a których spotkałam w Cannes.
Każdy, kto zna Tosię, wie, że to jest rakieta. Jedna z bardziej inspirujących, motywujących i odkrywczych osób, jakie znam. Jej marka – RISK made in Warsaw – to przykład LOVE brand, w której nie tylko ja jestem zakochana.
Z Vadimem znamy się od początku istnienia mojej firmy. On był jedną z pierwszych osób, która w nas uwierzyła, co wtedy dodało mi mega skrzydeł!
Mam wrażenie, że Miron ma jakieś zaburzenie i totalnie nie zna słów „nie możliwe” czy „to trudne”. I Marysia – piękna i kreatywna buntowniczka.
Basia – królowa content marketingu – jest nieugięta w swoich wymaganiach odnośnie doskonałości. Taka niby zawsze zabawna i rozchichotana, ale jak przychodzi co do czego…
Ewa i Basia – z nimi tworzymy wielkie rzeczy od lat. Ewa z Lowe Media zawsze dalej najlepsze briefy na badania: „Zróbmy coś genialnego” :). Basia – dyrektor marketingu ING – nie przyjmuje niczego, co jest niedoskonałe.
Marcin i Paweł – to są motory SARu. Nawet na plaży przy winie rozmawialiśmy o tym, jak to zrobić, żeby Polska więcej wygrywała. Przykłady osób, którym NAPRAWDĘ zależy.
Confidence is beautiful – lubię nową modę w reklamie. To nie tylko sprzedaż, ale też zmiana umysłów. Brawo dla Ipsos!
Moim zdaniem Cannes to jak kula lustrzana. Widzisz tam to, po co przyjechałeś. Niektórzy uważają, że to show off i imprezy – dla nich tak właśnie jest. Dla mnie to możliwość spotkania najbardziej utalentowanych ludzi na świecie – i spotykam F.
F. nie chodzi na imprezy. Uważa, że to kompletnie zbędne i niepotrzebne. Ja też tak kiedyś myślałam, ale po spotkaniu jego i kilku innych na maksa utalentowanych osób, pomyślałam sobie, że te imprezy są po to, żeby uczcić ich talent, zaangażowanie i niezłomność.
Zawsze, kiedy pierwszego dnia patrzę na ten widok, jestem wzruszona. Sześć dni obcowania z czymś lepszym, niż twoja codzienność. Nie dlatego, że codzienność jest zła, ale dlatego, że zostaje tu wyselekcjonowana najlepsza codzienność i niecodzienność z prawie wszystkich krajów świata.
39 stopni – trzeba mieć naprawdę zajawkę, żeby siedzieć przy takiej temperaturze i wysłuchiwać wykładów, bo zabrakło już miejsc na sali.
5 odpowiedzi