fbpx

To nie Ty masz za wysokie standardy – to inni mają za niskie kompetencje

4 min czytania
udostępnij:
FacebookTwitterEmailPinterestShare

Podsumowanie:

Reading Time: 4 minutes

Niemiła, wymagająca, diva – to jest łagodna wersja etykietek, które często mi przyklejają.
Jak myślisz, czym sobie na nie zasłużyłam?

Zażądałam zielonych tulipanów w środku zimy i księcia na białym koniu, który mnie zawiezie  zmęczoną i senną do królewskiego apartamentu? Albo biletu na księżyc w business class? Albo gdziekolwiek biletu business class?
Nie. Powiedziałam, że tak jak mam zapisane w umowie z każdym Klientem:

  • Nie wysyłam prezentacji przed prezentacją
  • Prezentuje na własnym komputerze
  • Chcę, żeby na rzutniku było widać następny, a nie obecny slajd

Będę teraz naprawdę niemiła i powiem bardzo szczerze, co myślę na temat osoby technicznej, która mi mówi, że moje wyżej wymienione wymagania są zbyt duże:
Jeżeli ktoś, kto bierze pieniądze za obsługę techniczną konferencji, mówi mi, że to czego wymagam jest NIEMOŻLIWE, to powinien zostać w domu i zająć się hodowlą złotych rybek lub pelargonii – nie mają żadnych wymagań.

Określenia „NIE MOŻNA” – wypada używać tylko wtedy, gdy:
  • Spróbowałeś i poniosłeś porażkę.
  • Spróbowałeś jeszcze raz i nadal nic z tego nie wyszło.
  • Poprosiłeś mądrzejszego kolegę/koleżankę – i nic z tego.
  • Zapytałeś Google – i wyskoczyło zero rezultatów.

Nie można dojechać z Warszawy do Gdańska w 2 godziny.
Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.
Nie można chodzić na obcasach cały dzień i nie marzyć o trampkach.
Nie można (przynajmniej w mojej sytuacji) jeść codziennie PrincePolo i nie ćwiczyć co najmniej 3 razy w tygodniu.
Jest mnóstwo rzeczy, których naprawdę nie można, ale podłączyć komputer do rzutnika w taki sposób, żeby było wygodnie prezenterowi? Można!
Kilka razy doświadczyłam rozwiązania tak trudnego problemu, jakim jest podłączenie MacBooka do rzutnika i ustawienie prezentacji z podglądem slajdów. Sama poniosłam kilka porażek, zapytałam mądrzejszego kolegi, który zapytał jeszcze mądrzejszego kolegi, który zapytał Google i miał w sobie chęć, ambicje i na tyle przyzwoitości z powodu wykonywanego zawodu, żeby to ogarnąć. Więc wiem, że nie proszę o rzeczy niemożliwe.
Jest duża szansa, że w sytuacjach, w których wiem czego chcę i wiem, ze MOŻNA to zrobić – rzeczywiście nie jestem do rany przyłóż, bo reaguję alergicznie, niechęcią i brakiem cierpliwości, kiedy przez 20 minut tuż przed prezentacją słyszę: Nie można!
Czemu nie zaprezentujesz, tak jak inni? Wszystko jest podłączone i niczego NIE MOŻNA przesuwać? Skąd to oczekiwanie, że to ja się dostosuje do  “nie można”, kiedy tak naprawdę można, ale komuś się po prostu nie chce?

Słów należy używać bardzo precyzyjnie. Nie ma co mówić „nie można”, kiedy to oznacza: nie chcę, nie umiem, mój czas i mój spokój jest ważniejszy od Twojego czasu i Twojego spokoju.
Mogę być nazywana divą, ale nie zgadzam się na to, żeby do mnie mówić jak do przedszkolaka – nie można i już. Nie zgadzam się też, żeby do przedszkolaka również tak mówili – bo każdy ma prawo wiedzieć, czemu nie można.

Dodatkowo nie lubię, kiedy obcina się skrzydła młodym ludziom poprzez pokazanie negatywnej postawy – przedszkolakom należy mówić, że wszystko można, tylko trzeba się dowiedzieć jak i próbować aż się uda.
Zdecydowanie wolę być niemiła, niż być nieprofesjonalna. Mam prezentację, bo mam coś do powiedzenia. I jeżeli ktoś ze swojego cennego czasu zdecydował się dać mi godzinę, to czuję na sobie presję i odpowiedzialność. Jestem, żeby wykonać swoja pracę dobrze – więc to zrobię. Nawet jeżeli nie będę miała rzutnika, komputera, klikacza i innych gadżetów. Prawda jest taka, że zrobiłabym to nawet gdyby pan techniczny strzelił focha i wyszedł. I tak powiem, co mam do powiedzenia. Bo dla mnie nie ma, że „nie można” – wtedy kiedy trzeba!
I jeszcze jedno – przygotowuję moje prezentacje tygodniami, dniami dopieszczam i godzinami ćwiczę po to, żeby godzina (lub tylko 30 minut) była merytoryczna, ciekawa i atrakcyjna dla tych, którzy poświęcili dla mnie swój czas. Czy to jest takie szalone wymaganie od osób, których pracą jest pomoc prezenterom – żeby poświęcić kilka minut swojego czasu na znalezienie rozwiązania – po to, żeby takie osoby jak ja nie nie zawracali im głowy?
Skoro ja mogę ćwiczyć prezentowanie, to może oni też powinni poćwiczyć podłączenie MacBooka?
Więc tak – jestem jędzą!
Jeżeli ty, osoba obsługująca konferencje, nie masz zwyczaju przyznawać się do swojej niekompetencji i z nią walczyć, to jestem i będę jędzą.
Bo jestem w pracy nie od tego, żeby było miło i przyjemnie, bo od tego jest kawa i Prince Polo.

Jestem od tego, żeby zrobić najlepiej jak jest to możliwe to, za co mi płacą. I zła wiadomość jest taka, że jest nas więcej. Jędza to stan umysłu i wymagania wobec pracy. Więc może o mnie jutro zapomnisz, ale przyjdą następne jędze – z następnymi wymaganiami, którym nie będzie wszystko jedno. I te jędze znowu zepsują Ci dzień i dadzą pożywkę do wieczornych opowieści kolegom. Możesz się nie łudzić – pozbyłeś się mnie, ale nie pozbyłeś się nas. Jędze walczą do ostatniej kropli nadziei, żeby było SUPER, a nie tylko dobrze. Bo my – jędze – mamy za duże poczucie obciachu, żeby powiedzieć: niemożliwe!
Więc wolimy być nazywane jędzami, divami czy innymi przezwiskami, niż wstydzić się spojrzeć sobie w oczy, bo jesteśmy niekompetentne, słabe i narzekające. Więc bardzo proszę – możecie nazywać mnie jędzą ile chcecie, ale proszę, znajdźcie sposób, żeby podłączyć mój komputer do rzutnika i wyświetlić następny slajd. Bo wiem, że tak można. Zrobili to ci, którzy nie nazwali mnie jędzą. Ani divą. A także ci, którzy w ogóle mnie nie nazywali, ale powiedzieli: kurde, zawsze są problemy z MacBookami, ale nie martw się, zaraz damy radę, od tego jesteśmy.
Skoro wiem, że można, to zawsze będę wymagać. I może na tyle Ci dokuczę, że w końcu będziesz zmotywowany do tego, żeby problemy w pracy były Twoimi wyzwaniami i motywacją, a nie okazją do oratorskich wystąpień.
Przy okazji bardzo dziękuję obsłudze technicznej podczas Social Media Convent w Gdańsku za to, że nie tylko nie nazwali mnie jędzą, ale na moje gorące i emocjonalne podziękowania powiedzieli: no daj spokój, przecież to nasza praca! Przez Was jestem jeszcze bardziej jędzowata, bo pokazaliście mi, że można – więc teraz już nie odpuszczę!

FacebookTwitterEmailPinterestShare
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wartościowy – podziel się nim – może akurat ktoś go potrzebuje. #onetribe

6 odpowiedzi

  1. Ha, no to jestem kolejną jędzą;) Jak ja nie znoszę kiedy ludzie robią łaskę i nie chce im się wyjść z pudełka! Wystarczy użyć trochę mózgu i stosować zasadę „there are no problems, there are solutions”. Też mi się to ostatnio zdarzyło, pan od obsługi technicznej powiedział, że się na da, a ja mu powiedziałam, że będę u niego w kanciapie siedzieć tak długo aż znajdzie rozwiązanie. I cóż, znalazł:) Z pomocą kolegów, ale znalazł. Profesjonalizm to dla wielu osób ciągle jeszcze obce słowo.
    Pozdrawiam Cię Julia serdecznie, Renata

    1. Renato – dziękuję, że tez się przyznajesz do tego ze jesteś jędzą:) i że wierzysz w to ze są zawsze rozwiązania. na maxa mnie irytuje to ze ludzie są w pracy po to żeby robić mniej niż minimum, oczekując ze będzie miło i przyjemnie., to nie jest piaskownica, przedszkole a nie potańcówka – są problemy czasem i należy je rozwiązywać a nie narzekać czy zrzucać na kogoś innego. pozdrawiam cie bardzo.

  2. „zawsze są problemy z MacBookami” – z nimi nie ma żadnych problemów:) zawsze działają płynie. W końcu to Jabłko.

  3. Cudo, a już myślałam, że to ze mną cos nie tak kiedy wymagam od pracowników, żeby szukali rozwiązań, zamiast bezdennie odpowiadać „nie wiem”. Dziękuje

    1. Lucyno, totalnie z Tobą wszystko jest tak. Niedługo w Wysokich Obcasach Extra będę też o tym pisała. Nie wiem – jest odpowiedzią, która jest na maxa obciachowa. Wymagaj dalej! Robisz nie tyle sobie, ile im przysługę – pomagasz im przyswoić dobre nawyki! #goGirl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER