Wierzę w intencje bardziej niż wierzę w opinie.
Psychologowie mówią, że prawda w złych intencjach jest agresją. Tym bardziej, że subiektywna prawda jest tylko opinią, a więc prawdą jednego człowieka. Ze złymi intencjami – lepiej milczeć, niż mówić.
Wierzę w odpowiedzialność bardziej niż wierzę w zrzucanie winy.
Obwinianie innych, to przyznawanie się do własnej bezsilności. Wierzę, że człowiek nie jest jak samotny liść na drzewie późnej jesieni – zależny od wiatru i deszczu. Mam wpływ na to, kim jestem, co czuję, jak reaguję, z kim się przyjaźnię, gdzie pracuję co jem i gdzie żyję. Nie ma winy. Jest tylko decyzja i konsekwencja.
Wierzę w rozmowę bardziej niż wierzę w tłumaczenie się.
Rozmowa nie zawsze jest łatwa. Zwłaszcza, kiedy ma być trudna. Każdy ma ochotę zamknąć oczy i otworzyćje, gdy wszystko będzie już załatwione. No, ale nie będzie. Nic się samo nie zrobi. Żeby załatwić czasem trzeba przejść przez Sarajewo pretensji, niezrozumienia, łez, oskarżeń, smutku, sprawiania komuś przykrości, czy nawet pożegnania się. Ale wierzę, że jest to potrzebne. Rozmowa zakłada, że jest tak, jak jest. To jest mój wybór, nie wstydzę się tego, nie przepraszam, nie obwiniam, nie szukam argumentów. Mówię, jak jest – nawet, kiedy mnie to wiele kosztuje. Kiedy pot ścieka po czole, kiedy mam kłębek w gardle. Mam odwagę mówić, słuchać, zadawać pytania i szczerze odpowiadać.
Wierzę w słuchanie bardziej niż wierzę w mówienie.
I mówi to osoba, która niezwykle dużo mówi…
Po prostu wiem, że jestem najbardziej, kiedy jestem w słuchaniu.
Podczas wyjazdów medytacyjnych nie rozmawia się wcale. Nie dlatego, że mnisi kochają ciszę, ale po to, żeby pomóc człowiekowi: nie kłamać, nie udawać i nie wymyślać. Bo słuchać nie zawsze trzeba kogoś. To, czego ostatnio brakuje nam najczęściej – to słuchanie siebie.
Kiedy słuchasz siebie w ciszy i samotności – poznajesz siebie i bardziej stajesz się sobą, niż kiedy mówisz. Dlatego podczas 10 dni Vipassany dowiedziałam się więcej o sobie niż przez lata terapii. Jednak to prawda, co mówią mnisi i psychologowie: W TOBIE JEST ODPOWIEDŹ!
Wierzę w rozumienie bardziej niż wierzę w osądzanie.
Osądzenie jest łatwiejsze, dlatego każdy z nas to robi, trochę częściej lub rzadziej. Ale każdy. Tak, jak każdy czasem jest leniwy, przejada się na święta czy jest niemiły dla kelnera. To się zdarza. Ale nie powinno to być nawykiem. Lepiej, kiedy to jest wypadek. Potknąłeś się – podniosłeś się – i idziesz dalej. Osądziłeś – przeproś i wróć do słuchania. Kim jesteś, żeby osądzać? Wiem, czasem wydaje nam się, że mamy prawo lub, że wiemy na pewno… Mi się często tak wydaje, ale w życiu nie chodzi o to, żeby było łatwiej ani przyjemniej. Ale o to, żeby być w swojej prawdzie i pozwolić drugiej osobie odkryć jego własną prawdę.
Wierzę w bycie razem bardziej niż w bycie obok.
Wierzę w prawdę. Również w prawdę między ludźmi. Nie gloryfikuję przyjaźni, która trwa latami. Ważniejsze, żeby była w tym prawda, niż żeby po prostu była. Czasem ludzie wybierają rożne drogi. Czasem się zmieniają. Ale bycie ze sobą z powodu historii, sentymentów lub z jakichkolwiek innych „ważnych powodów”, kiedy nie ma porozumienia, wsparcia, ani intymności – jest relacyjnyją porażką. Jest agresją. Zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Bo przeciwnością miłości jest obojętność – ona jest dużo gorsza niż aktywna nienawiść. Dlatego nie wierzę, że coś, co jest gorsze od nienawiści może przynieść coś dobrego. Jeżeli nie jest po drodze – odejdź lub pozwól podejść – nie pozwól, żeby historia była Waszymi kajdankami.
Wierzę w szczęście bardziej niż w rutynę.
Szczęście nie zawsze przychodzi łatwo. Często szczęście (a niektórzy mówią, że zawsze) jest decyzją. Każdy, kto musiał kiedyś zmienić swoje życie, rzucić pracę lub studia, skończyć lub zacząć nowy związek – mimo, że bardzo się bał – wie, że szczęście często powstaje nie w pocie czoła, a krwawicy. Ale każdy, kto kiedykolwiek doświadczył szczęścia – nie zrezygnuje z niego na rzecz przyzwyczajenia i rutyny – bezpiecznej, bezgłośnej, bezradnej, bezosobowej.
Wierzę w prezenty bardziej niż w poświęcanie.
Poświęcanie oznacza: ja jestem lepszy. Jest pewną formą upokorzenia drugiej osoby.
Wierzę w dawanie – daję, bo chcę. Daję, bo taki jest mój wybór. Nie poświęcam się po to, żeby Tobie wypomnieć. Nie poświęcam się, żebyś kiedyś zrobił to dla mnie. Nie przygotowuję sobie miękkiego lądowania, żeby w razie problemów wytknąć Ci – jak śmiesz i jak możesz. Jeżeli kiedyś nie będziesz chciał dla mnie zrobić tego, co ja dla Ciebie – trudno. To Twój wybór. Ja dałam, bo chciałam. Z radością i z pełną świadomością.
Poświęcenie jest manipulacją tylko pod płaszczykiem Matki Teresy.
Wierzę w partnerstwo bardziej niż w uwieszanie się na kimś.
Partnerstwo oznacza, że wspólnie decydujemy o rozkładzie sił. I dbamy o to, żeby partnerowi nie było za ciężko. Nie ciągniemy na swoją stronę, ale rozumiemy, że razem jest skuteczniej, szczęśliwiej i efektywniej, niż żeby druga osoba była jak wół.
Dlatego właśnie wierzę w pracę bardziej niż wierzę w korzystanie z pracy innych.
Nie lubię pasożytów. Nikt nie lubi. Najgorsi są ci niewidoczni, którzy jak termity zjadają Twoje życie i w pewnym momencie oglądasz się, ale jest już za późno i nie możesz się nadziwić skąd oni się wzięli, przecież nic nie było widać. Nie lubię, kiedy się mnie wykorzystuje – dlatego nie wierzę, że w porządku jest wykorzystywać innych. Wierzę w to, że praca nas uszlachetnia, bo pokazuje, co możemy i na co nas stać. Jest to dla nas, jako istot ludzkich, ważniejsze niż wygoda i przyjemność korzystania z tego, co dadzą nam inni. W buddyzmie wierzy się, że tylko mnisi i chorzy mogą nie zarabiać pieniędzy. Tak naprawdę, to tylko chorzy. Bo mnisi pracują. Szczera modlitwa w czyjejś intencji może być zapłatą za jedzenie czy schronienie nad głową.
Wierzę w odpuszczanie bardziej niż w trzymanie.
Ja nie lubię tracić, więc odpuszczanie nigdy nie przychodziło mi łatwo. Musiałam się rozkochać w zmianach, żeby zobaczyć, że tylko kiedy coś puszczę – coś następnego może się pojawiać. Wierzę w to, że należy robić przestrzeń pięknym rzeczom w życiu
Wierzę w kolorową magię bardziej niż wierzę w szarą codzienność.
Wierzę w magię, bo jej doświadczam. Bo ją tworzę Bo ją wybieram. Bo jest to przyjemniejsze niż bylejakość i nijakość. Nie mam najbardziej niezwykłego życia na świecie – ale robię je na tyle niezwykłym, na ile pozwala mi na to wyobraźnia.
Wierzę w wojowników bardziej niż wierzę w opresorów.
Wojownik oznacza odpowiedzialność, za to kim się jest i gdzie się jest. Oznacza wiarę w siebie i swoje życie. Oznacza optymizm i pewność siebie. Nie zawsze wygrywa, ale zawsze robi wszystko na 100%. Nie mam szacunku do opresorów, bo to jest droga słabych ludzi. Kiedy ilość pretensji przekracza ilość argumentów, kiedy TY, TY, TY, TY jest częstsze niż JA – robi się z tego wojna pijaczków pod sklepem osiedlowym, a nie bitwa gigantów. Trzeba mieć szacunek do przeciwnika i prowadzić walkę szlachetną, a to oznacza – mierzmy się siłą argumentów, a nie ilością przymiotników.
W to wszystko wierzę dlatego… Tym wszystkim żyję, bo…
Wierzę w siebie bardziej niż w opinie innych.
I w to właśnie wierzę najbardziej. Opinie są subiektywną prawdą. Jeżeli mam już wierzyć w subiektywną prawdę – to tylko w swoją własną.Dlatego zgodnie z zasadą Katarzyny Wielkiej – powtarzam sobie jak mantrę:
“Wysłuchaj wszystkich, ale słuchaj tylko siebie”.
14 odpowiedzi
Piękny „manifest”. Podpisuję się pod nim rękami i nogami.
Bardzo dziękuję!
Wierzę w to, że należy mówić, a nie siedzieć z podkulonym ogonem. Teraz mam taki czas w życiu, kiedy chcę głośno i wyraźnie powiedzieć kim jestem, a kim nie. Dziękuję Ci bardzo, że czytasz, że komentujesz i… że idziesz ze mną ta samą ścieżką 🙂
Kochana, jak zawsze Twój tekst bardzo mnie motywuje i wspiera! Twój blog jest jak podmuch świeżego powietrza! Dziekuje!!🙏🏻❤️🌞
PS Ostatnio pozujesz jak modelka💃😊
Katia, kochana jesteś, dziękuję! Cieszę się, że odnajdujesz się w moim świecie. To znaczy, że żyjemy w jednej bajce. No widzisz – niektórzy muszą pracować, żeby wyglądać jak modelka, a ja naturalnie wyglądam jakbym pozowała 🙂 Taki lajf 😉 Buziaki i pozdrawiam bardzo gorąco!
Julia, Twoje teksty to pokarm dla mojej duszy i umysłu, którym 2 lata temu dałam zadanie: mają znaleźć mnie i „moją prawdę”. Trochę im się już udało – trochę już siebie odnalazłam, ale jeszcze nie do końca. Twój blog to jeden z moich drogowskazów, dodaje otuchy. Dziękuję!
Kochana Mileno, ucałowałaś mnie prosto w środek mojej duszy! Dziękuję ci bardzo! Zawsze tu jestem i zawsze będę – gdybyś gdzieś się zagubiła.
Całuję!
Tytuł przyciągnął jak magnes 🙂 Być może dlatego, że jestem na etapie odkrywania prawdy o sobie i czerpania przyjemności z bycia autentyczną, bez masek, bez nadmiernego przeglądania się w oczach innych, z bycia po prostu i aż SOBĄ. Dzięki terapii, która jest niełatwą lecz fascynującą przygodą życiową, uczę się wierzyć, że moja prawda jest równie ważna jak prawdy wszystkich innych. A dla mnie najważniejsza, bo moja. I że mogę zaufać mojej prawdzie, bo ona poprowadzi mnie ku czemuś dobremu.
Ostatni akapit to piękna kwintesencja i trafne domknięcie całości.
Jak dobrze, że tworzysz TO miejsce, gdzie szczerze, mądrze i wyczerpująco można poczytać o życiu. Nie są to miałkie fast foodowe teksty, jakich wiele w sieci, a zawsze mam wrażenie, że głęboko przemyślane i spójne. Podwójnie dobrze, że można w nich czasami odnaleźć siebie, coś sobie uświadomić lub poddać refleksji.
Dzięki! 🙂
Kasiu, nawet nie wiesz, jak bardzo tym razem ja potrzebowałam przeczytać taki list, jak Twój. Cały czas słyszę, że za dużo piszę, za poważnie, że powinnam bardziej zwięźle, w punktach i do rzeczy. Ważne jest dla mnie wiedzieć, że są ludzie dla których moja prawda i moja forma prawdy jest przyswajalna, czy nawet pomocna 🙂 Dziękuję! Bądź bardzo silna na swojej drodze – nie ma żadnej innej prawdy niż własna. I ty jesteś najlepszym dowodem, że nawet jak większości się nie podoba, to zawsze znajdzie się osoba lub dwie, które zobaczą światło w Twojej prawdzie. Więc musisz nieść swój ogień i dla siebie i dla tych kilku osób, dla których jest to ważne. Ściskam mocno.
Dziękuję za miłe słowa. Również życzę siły i wytrwałości!
Twoje analizy są po prostu cenne i stymulują do własnych poszukiwań 🙂 Mam poczucie, że mało dziś relacji, w których ludzie mają ochotę dzielić się głębszymi przemyśleniami. Często jest w biegu, kurtuazyjnie i… dalej pędzimy. Takie są rozmowy, maile, posty. Jestem szczęściarą, że mam kilka osób w otoczeniu, które lubią jak jest autentycznie i nie boją się poświęcić tej autentyczności czas. Ale ciągle mi mało i dlatego się cieszę, że trafiłam kiedyś na Twój blog.
Można wybrać szybkie frytki i szybko zapomnieć ich smak, ale można też wybrać wykwintną potrawę, którą będzie się długo wspominać. Moim zdaniem Ty właśnie serwujesz to drugie 🙂 Nie przestawaj 🙂
Kasiu – ja nie wierzę w pojedyncze zloty! Nie zgadzam się na to, żebym ja lub mój świat miał słomiany zapał. Nie wierzę w talent, bo wiem, że pracowitość i umiejętność niesłuchania innych gdy mówią „że nie ma sensu, że się nie uda, że po co” – są w stanie dużo więcej zdziałać niż wrodzone umiejętności. Ja nie mam szczególnie jakiś talentów – ale ten jeden który mam – do myślenia i analizowania do granic szaleństwa 🙂 wykorzystuję na maxa. Tylko tyle mam – nie umiem malować pejzaży, ani grać na skrzypcach, a ptaki płaczą, kiedy śpiewam. Więc dzielę się tym co mam – i kiedy dostaję komentarze takie jak Twój, to wierzę, że to kim jestem, co robię, w co wierzę – ma sens. Dlatego jestem Ci tak bardzo wdzięczna, że jesteś i że zechciałaś do mnie napisać. Bardzo Ci dziękuję! I cieszę się, że jesteś otoczona życzliwymi i inspirującymi ludźmi – to oni w dużym stopniu budują nasze emocjonalne DNA.
Jest Pani pierwsza osobą, która jak wyżej przeczytałam zaakceptowała to jak Pani pisze i mówi.
To na Pani tekście o flamingach jakąś godzinę temu w nocy popłakałam się jak bóbr albo gorzej. Nie wiem jak płaczą bobry.
Dziękuję. Ktoś mi niedawno powiedział, żebym mniej pisała i tłumaczyła. I poczułam się dziwnie bo z jednej strony potraktowałam to jak opinię o mnie ,że ktoś wie co mówi a z drugiej odkryłam , że tylko tak jak piszę daje mi zadowolenie. I teraz czytając Pani powyższe komentarze zdałam sobie sprawę, że tylko w jeden sposób mogę to co chcę napisać skończyć pisać. W zgodzie ze sobą. A potem jak to się mówiło w dawnych czasach: ” To się wytnie”. W końcu ja nie muszę być korektorem swoich słów. Ważne aby ktoś mi opowiedział ile rozumie a ja mogę to modyfikować i zmieniać tylko do takiego momentu, który ja sama zaakceptuję. Bo jaki chciałam uzyskać efekt dowiem się tylko ja i ja będę wiedzieć gdzie jest mój koniec. Jeszcze raz dziękuję.
Sylwio – przepiękny komentarz. Dziękuje Ci tak bardzo ze do mnie napisałaś!!! Bardzo się cieszę, że tekst o flamingach wzbudził tyle emocji. Chociaż też nie wiem jak płaczą bobry – ale czuje ze chyba bardzo.… Tak jak ja – i pewnie tak jak Ty 😉
Jeśli chodzi o pisanie to mi też wiele osób powtarza, że nie powinnam tego robić, bo moje teksty są pełne błędów. Wiem, że one takie są i nigdy nie będą idealne. (Język polski nie jest moim rodowitym językiem i na dodatek mam dysleksję, która nie pomaga w żadnych z 5 języków w których mówię.) Nie chcę żeby były idealne, bo ja też nie jestem idealna. Ale jestem najbardziej idealna jaka potrafię być – bardziej nie mogę 😉 A jeżeli będę ’starała się’ – moje teksty zatracą mnie – nie będą moje, nie przekażą tego co chcę powiedzieć i w jaki sposób. Najważniejsze jest aby były zgodne ze mną, tym co robię, kim jestem i w co wierzę.
Jest tylko jedna rola w której jesteś najlepsza ze wszystkich – w byciu Sylwią. A skoro w tym jesteś najlepsza – to po co szukać czegoś gorszego;)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło
Dziękuję Ci Julio za ten tekst, dopiero dziś odkryłam Twojego bloga. Właśnie jestem zabłąkaną owieczką,która zgubiła w tym pedzie życia siebie. Próbuje odnaleźć radość z każdego dnia i najważniejsze próbuje pokochać siebie. Dzięki Twoim wpisom odnajduje motywacje do odbudowania siebie i dzieki nim dostrzegam to jak wartosciowym choc troche zagubionym czlowiekiem. Kto pyta nie błądzi, wiec czytam, myślę, analizuję by odnaleźć drogę. Dziękuję
Paulino cieszę się, że w końcu mnie i mojego bloga odnalazłaś teraz to jesteśmy #oneTribe
Wiesz… każdy czasami się gubi. I niestety to, że czasem się gubimy, a potem odnajdujemy nie znaczy, że znowu się nie zgubimy. To normalne, po prostu trzeba wtedy poszukać jakiegoś GPS i … szukać dalej. Spójnie i z dużą życzliwością dla siebie. Jeżeli mój blog może być teraz Twoim GPS – jestem bardzo szczęśliwa i dumna!
Brak odpowiedzi, czy osadzenia w życiu nie świadczy o Twojej wartości i nigdy nie pozwól, żeby ktokolwiek Ci to wmówił! Jestem człowiekiem, więc nie tylko masz prawo ale POWINNAŚ się czasem zgubić, żeby lepiej poznać kim jesteś, gdzie zmierzasz i co dla Ciebie jest ważne.
Nie istotne ile razy się zgubiłaś.
Ważne ile razy z podniesioną głową i z radością zaczęłaś szukać swojej drogi.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło
Julia