Właśnie minęło 365 dni z naszym synkiem. Myślałam, że jestem gotowa na dziecko. Byłam w błędzie.
To, czego się nauczyłam to to, że jedynym sposobem na przetrwanie tej podróży wraz z mini człowieczkiem jest relaks, radość z chwili obecnej i poddanie się temu, co przyniesie przyszłość.
Wiedza pomaga. Doświadczenie również.
Co jednak pomogło nam najbardziej to myśl, że mimo że Wilde jest naszym dzieckiem, to nie jest naszą własnością. Będziemy go wspierać do końca naszych dni, ale rola rodzica polega na tym, by nauczyć dziecko latać i być niezależnym, a nie trzymać je kurczowo przy sobie. Nasza miłość powinna je uskrzydlać, tak by mogło lecieć gdzie tylko zechce. Nasza miłość powinna dać mu korzenie, dzięki którym zawsze będzie wiedziało gdzie jest jego dom, jeśli poczuje, że potrzebuje odpocząć.
Co też pomaga w codziennym rollercoasterze to uważność. Sprawia, że czas płynie wolniej, a właśnie tego potrzebujesz jako rodzic.
Spędzanie czasu ze swoim mini człowieczkiem sprawia, że zdajemy sobie sprawę jak szybko dorastamy oraz, że niestety w raz z wiekiem często zapominamy o potencjale, który w nas tkwi.
Co pomaga to życie w zachwycie, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak wiele determinacji i ambicji jak z naszym małym Wilde. Zanim nauczył się siadać, umiał chodzić. Zanim opanował chodzenie na czworaka, postawił pierwsze kroki. Kiedy nauczył się chodzić, zaczął biegać, co stało się, gdy miał zaledwie 8 miesięcy i 1 tydzień. Nasz synek przypomina nam, że w nas wszystkich tkwi potencjał i przy odpowiednim nastawieniu osiągniemy wszystko, czego pragniemy.
Co pomaga to wsłuchanie się w potrzeby dziecka bez oczekiwań i wyobrażeń na temat tego, jak powinno być. Chciałam karmić piersią tak długo, jak to tylko było możliwe, ale ostatecznie karmiłam tak długo, na ile pozwolił mi Wilde. On podjął decyzję, a ja na nią przystałam.
Co też pomaga to myśl, że twoje dziecko jest największym darem od wszechświata. W ten sposób bezsenne noce stają się możliwością na przytulenie dziecka. Zmienianie jego pieluszek na zabawę z nim, a zaprowadzanie go do snu na budowanie relacji.
Wilde nie był odpowiedzią na jakikolwiek brak lub niedobór w naszym związku czy w nas jako ludziach.
Wilde się zrodził z nadmiaru. Byliśmy przepełnieni miłością, poczuciem wdzięczności za nasz związek i radością z powodu naszego życia. Zrobiliśmy użytek z naszych blizn i traktowaliśmy je jak nasze talizmany.
Wilde nie miał czego ratować, naprawiać lub sklejać. Chcieliśmy tylko, żeby był i żebyśmy mogli ten nadmiar dobra, który zgromadziliśmy mu ofiarować.
Zanim urodził się nasz synek:
– byłam spełniona zawodowo, więc nie potrzebowałam macierzyństwa, żeby poczuć się „ważną i potrzebną”.
– byłam spełniona jako kobieta, więc nie potrzebowałam macierzyństwa, by „wreszcie poczuć się w pełni kobietą”.
– byłam kochana przez Fergusa, więc nie potrzebowałam macierzyństwa, żeby poczuć, że „wreszcie jesteśmy rodziną” lub po to, by „ktoś mnie kochał bezwarunkowo”.
– wiedziałam kim jestem i co jest dla mnie ważne, więc nie potrzebowałam macierzyństwa, żeby „wiedzieć, co w życiu jest ważne”.
– wiedziałam, że sens życia tkwi w ogarnięciu wszystkich kłód, które mamy pod nogami jednocześnie ciesząc się zapachem bzów wiosną i szumem oceanu, więc nie potrzebowałam macierzyństwa, żeby „znaleźć prawdziwy sens życia”.
Podobnie Fergus – był spełniony, ugruntowany, z kręgosłupem moralnym i wizją tego, kim jest i dokąd zmierza.
Czekaliśmy, byliśmy gotowi i dostaliśmy najlepsze, najpiękniejsze i najbardziej doskonałe dziecko wszechświata.
Po roku i ja i Fergus, pomimo kilku niedogodności, mamy jeszcze większy nadmiar. Chcieliśmy dać, a tak dużo dostaliśmy.
Wilde jest 10 kg miłości, radości, rozwoju, determinacji. Jest kwintesencją dobra i niewinności – jest codziennym przypomnieniem tego, że człowiek rodzi się ze świetlistą naturą.
Nie mamy wpływu na wszystko, ale zrobimy co możemy, by Wilde zatrzymał to światło, z którym do nas przyszedł.
Dziękujemy, nasz kochany gnomiku, że mogliśmy przez 365 dni doświadczać Twojego piękna. Kochaliśmy każdy jeden dzień. Nigdy nie doświadczyłam tak wiele słodkości, troski, szczęścia, radości i miłości jak wtedy, gdy patrzyłam na mojego synka malutkie ciałko, jego brzuszek, duże dziecięce oczy, szczery uśmiech i słyszałam, jak radośnie chichotał.
Każda chwila z naszym dzikuskiem to chwila wdzięczności.
Dziękuję, że jesteś. Jesteś naszym źródłem mocy i inspiracji. Jesteś prezentem. Najbardziej kochanym i pożądanym.
365 dni.
Wilde Przetrwał.
My też.
I miłość wypełnia nas bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Cieszymy się na myśl o naszych następnych milionach dni razem.