fbpx

Czego nauczyłam się, kiedy straciłam wzrok, Warszawa, Paryż

6 min czytania
udostępnij:
FacebookTwitterEmailPinterestShare

Podsumowanie:

Reading Time: 6 minutes

Jestem w Paryżu. Miało być magicznie, romantycznie i zachwycająco, ale nie jest. Spóźniona na romantycznie, za ślepa na zachwycająco, zbyt refleksyjna na magicznie.

Kiedy wyobraziłam sobie w ubiegły piątek, że w poniedziałek, zamiast na Okęciu, będę wciąż w szpitalu, zrobiło mi się bardzo smutno. Tak bardzo, że umieścili mnie w pokoju jednoosobowym, żeby innym nie przeszkadzała moja kałuża rozpaczy:) Pomimo światłowstrętu, niedowidzenia, mdłości po porannych antybiotykach i sterydów, które muszę łykać, utraty spotkania, na które bardzo czekałam, mimo wszystko, jestem tutaj, w Paryżu i widzę.

1.Wszystko jest grą

Będąc control frikiem, ciężko mi, kiedy nie jest tak, jak marzyłam i zaplanowałam. Bardzo. Fakt, że nie widzę, dodatkowo wzmacnia moje poczucie braku kontroli nad rzeczywistością. Jedyny sposób, by jakoś sobie z tym poradzić, to zagrać w grę, której nie lubię, ale która zawsze powoduje, że czuję się lepiej:

Znajdź jak najwięcej powodów, dla których teraz jest lepiej w porównaniu z tym, co miało być:

Nadal nie widzę konturów, dzięki czemu wszystko wygląda jak w bajce. Ludzie są piękni, mają idealną cerę i zawsze się uśmiechają. Nadal nie umiem wyliczyć dobrze odległości przedmiotów, wiec potykam się – może dzięki temu (co jest szczerze zabawne) ludzie mi na maxa pomagają, bo chyba naprawdę wyglądam trochę jak niewidoma. Pomagają mi z torbą na lotnisku, przepuszczają w kolejce do taksówki i przynoszą mi ekstra jedzenie do spróbowania w restauracji (może wyglądam nie tylko na ślepą, ale na wychudzoną). Nadal mnie boli, ale to ograniczona przyjemność w porównaniu z tym jak bolało na początku, dzięki temu wiem, ile lat miałam i ile będę miała w prezencie, widząc dobrze bez bólu.

Nadal boję się, że już nigdy nie będę widziała tak, jak wcześniej, ale dzięki temu bardziej sumiennie, bo mam powód, ćwiczę bycie tu i teraz i nie pozwalam sobie zanurzyć się w przyszłości.

2. Czemu mi się to przytrafiło?

Kiedyś ciągle zadawałam sobie to pytanie… wszyscy zadają. Ale ja zadawałam często. Wszystko, co było niezgodne z planem musiało przejść przez labirynt wszystkich wersji ”czemu mi się to przytrafiło”.

Po tym, jak już kilka razy w moim życiu coś poszło totalnie niezgodnego z planem: złamanie kręgosłupa, kolejna powtórka operacji nogi, nieprzewidywane rozstanie, odwołanie podróży z 12 biletami lotniczymi, coraz rzadziej zadawałam sobie pytanie „dlaczego”? Poza tym zaczęło to przybierać próby poszukiwania raczej filozoficzno-symbolicznej odpowiedzi, a nie poczucia żalu – dlaczego mi? A niby dlaczego komuś innemu? Tym razem całkowita utrata wzroku na kilka dnia – naprawdę mną wstrząsnęła. To dało mi perspektywę, że chyba nie do końca moje życie jest aż tak straszne, jak o nim czasem myślę.

Można pisać, chodzić na terapię, nawet  kończyć studia psychologiczne, ale jeżeli nie przeżyjesz czegoś tak, że zmieni się chemia twojego organizmu – ciągle będziesz potrzebował przypomnienia.

Wiec moja teoria jest taka że, przytrafiają się bo tracimy czujność, bo popadamy w rutynę, bo tracimy koncentrację, bo źle wyznaczamy priorytety. Nie wystarczyło, że mówiłam sobie, że moje życie jest ok, że słyszałam to też od innych od innych, że w porównaniu do innych, jest naprawdę nie najgorsze. Widocznie musiałam to POCZUĆ. Chyba tak już jest, że musimy się zgubić, by się cieszyć, że wiemy gdzie zmierzamy. Musimy stracić, żeby uświadomić sobie radość posiadania.

3. Jest tylko plan A

Będąc w szpitalu podjęłam decyzję, że odmawiam tworzenia planu B. Plan B to zawsze jest gorsza opcja. Ja nie mam w sobie zgody na gorszą opcję. Umówiłam się sama ze sobą – omówię plan B, C i D, ale tylko raz. I potem je wyrzucę. Kiedy nie masz planu B, wiesz, że plan A jest Twoją jedyną opcją. To uruchamia we mnie siłę do walki. Nie pomaga mi rozważanie o planach B i C. Może innym  – tak i nie.

Wiem, że wszyscy mieli dobre intencje i chcieli jak najlepiej, ale argumenty typu: w najgorszym razie widzisz jeszcze na jedno oko, czy zawsze jest przeszczep rogówki, nie pomagały mi i nie dodawały siły walki.

Nadal nie wiem czy będę widziała w pełni. Ale podjęłam decyzję: mam tylko plan A i będę go realizowała dopóki ktoś, komu ufam najbardziej, moja Pani doktor nie powie mi, że muszę się poddać. Ale na razie 100% plan A. Będę brać leki mimo, że mnie mdli, mrużyć oczy i wydawać na kremy przeciwzmarszczkowe (w ciągu ostatniego tygodnia namrużyłam się więcej, niż przez cale moje życie). Będę non stop wizualizowała, jak się leczy moje oko i jak znika dziurka z mojej rogówki.

4. Jestem jak królik. Potrzebuję marchewki

Kij mnie wbija do ziemi. W mojej sytuacji tylko marchewka może mnie wyciągnąć. Mimo, że jestem urodzonym wojownikiem, teraz bardziej potrzebuję wiary. Wyzwania sama sobie tworzę. Już siebie znam i dlatego od samego początku postawiłam sprawę w szpitalu bardzo wprost, zakomunikowałam, czego potrzebuję. Powiedzieliście mi już o całkowitej utracie wzroku, amebie, pasożytach, które zjadły rogówkę oraz przeszczepie oka. Rozumiem, że sytuacja jest słaba. Już wiem jakie są fakty i teraz muszę o nich zapomnieć, żeby skupić się tylko na leczeniu.

Idziemy na badanie pod mikroskopem: NIE CHCĘ WIEDZIEĆ, CO TAM ZOBACZYCIE.  Chcę wiedzieć, co mam robić żeby wyzdrowieć,  a nie słuchać o najgorszym scenariuszu. Na to przyjdzie czas. Teraz czas walki – nie martwienia się.

5. Tylko teraz

Najbardziej trudnym pytaniem, W TYM CZASIE, BYŁO DLA MNIE:Jak to się stało? A jakie to ma TERAZ dla mnie znaczenie? TERAZ, jakie to naprawdę ma znaczenie??!!!! Kolejne również nie pomagały: Czy Ty źle nosiłaś soczewki kontaktowe? Pewnie przywiozłaś to z jakiejś podróży. Trzeba było bardziej uważać. Czy przewidywania lekarzy są pozytywne? Czy będziesz jeszcze widziała? Wszystkie te komentarze były z troski, ale tak ja Red bull działały na mnie tylko komentarze „na zabawnie”.

Bardziej niż cokolwiek potrzebowałam skupić się na pozytywach, więc  bardzo doceniałam uwagi na zabawnie  – chyba jednak zapomnienie  w śmiechu działa trochę przeciwbólowo.

Pierwsze zdanie Karoliny, kiedy mnie odwiedziła:

-Julia! Natychmiast przestań płakać!

-Ale dlaczego?

-Bo Ci na oko szkodzi.

-Nie szkodzi. Zapytałam wcześniej lekarzy.

-A no to popłacz sobie. Zaraz Ci chusteczki przyniosę. Może być papier? Czy musi być jakiś sterylny?

Większość pozytywów, które uwzględniłam w  punkcie 1 to pomysły moich przyjaciółek, które uznały, że sytuacja nie jest aż tak przerażająca, żeby nie mogła być zabawna. I jestem im na maxa za to wdzięczna.

Nie chcę litości. Chcę wsparcia. Dlaczego tak doceniam Zuzkę, która była przewodniczącą zespołu ratującego mnie w Konstancinie, która zadzwoniła z urlopu:

-Juluś, widziałam, że znowu masakra, co? Jak się czujesz? Chcesz pogadać? Czy coś mam zrobić? Odwiedzić? Nie chcesz, dobra, ale wiesz, że jak coś  to my zaraz!

Albo Magda, która była w zarządzie tego samego konstancińskiego komitetu, po postu przyjechała. Przywiozła pół Almy do szpitala, więcej niż ja mam we własnej lodówce. Do tego magazyny, zupy i koniczynę. Gadałyśmy o kożuchach, facetach, modzie, designie, pracy w agencji reklamowej, wakacjach ma Majorce, o wszystkim, ale nie o tym, dlaczego to się stało i co będzie z moim okiem.

6. Korona, trampki i pierś do przodu

NIENAWIDZĘ LITOŚCI WOBEC INNYCH i wobec siebie. To jest najgorsza trucizna, którą sami zażywamy i którą obdarzamy innych.

Litość oznacza, że nie wierzymy w godność drugiej osoby. Nie wierzymy, że sobie poradzi. NIE wierzymy, że ma wystarczająco dużo sił. Myślimy, że jesteśmy lepsi od niej,  więc musimy ją ogarnąć.

Najgorsza dla mnie jest litość wobec siebie samego. Coś wiem na ten temat, bo wiele lat była moją najlepszą przyjaciółką. Między innymi, zadając sobie pytanie: Dlaczego ja? Dlaczego? Była ze mną długo, więc miałam okazję ją sprawdzić. Wiem, że tylko pozornie jest przyjaciółką. Jest jak pasożyt, który odbiera siłę, godność, energię do walki. Robi z giganta karła. Jest bezproduktywna i kastrująca. I potem ta wielkość średniej książki Dostojewskiego, powieści na temat tego, jaka jestem poszkodowana przez życie.

Można pozłościć się, popłakać, pożałować sobie chwilkę, ale potem należy wstać, otrząsnąć się, włożyć koronę na głowę, trampki, pierś do przodu i idziemy!

Jan Jakub Kolski jest jedną z najbardziej mądrych osób, które poznałam. Opowiedział mi, że wycofał się z realizacji swojego filmu pod naciskiem producentów, z którymi się nie zgadzał: Janek,ale przecież tak strasznie Ci zależało. Tak, ale NIGDY NA KOLANACH. NIGDY! TO jest moje absolutne motto życiowe.

Nigdy na kolanach, bo potem, kiedy już będziesz na nogach, nie spojrzysz sobie w oczy.

Każdy z nas ma czas kiedy rzeczywistość spada na nas jak głaz i to jest ok, że czujemy, że to nie jest ok. Płacz. Rozpacz. Narzekanie. Wkurwienie. Biadolenie. Dziamgolenie. Ale trzeba sobie dać granice ile można to robić (czasem można wrócić i robić to jeszcze troszkę, ale musi być jednak jakaś granica, kiedy trzeba wstać, włożyć koronę, otrząsnąć się, ubrać trampki i do przodu!). Niezależnie, czy to utrata wzroku, czy zwichniecie stawu skokowego, alergia, czy dół czarny jak smoła… Nigdy cały dzień w piżamie. Jakby się nie działo źle, wstań i ubierz się. Mając koronę, musisz mieć odpowiedni outfit: spodenki w chmurki czy owieczki nie przystają królowej. Tak sobie mówię, kiedy chcę się zawinąć w kłębek i nie wychodzić spod kołdry. Always wear your invisible crown.

Kiedy zbierałam się do szpitala, pomagała mi Ania. Słyszałam, jak do mnie krzyczy z dołu:

Nie zapomnij o  makijażu!

-Aniu, ale ja mam chore oko. Nie mogę się malować.

-A podkład? Róż? Musisz jakoś wyglądać, kiedy już  będziesz chciała na siebie patrzeć.

Wzięłam róż, nie zabrałam piżamy.

„Wie pani co? Gdyby więcej pacjentów było w takich zielonych sukienkach jak pani, to może być szybciej stąd wychodzili”. Pielęgniarka bez problemu zgodziła się na mój prawie królewski strój prosto z urugwajskiego „fashion butiqu”.

Jeżeli skupiamy się na tym po co, dlaczego, dlaczego ja, dlatego teraz, i co teraz, i co będzie – staje się to nawykiem, podcina skrzydła, nie jest produktywne – NALEŻY TO NATYCHMIAST PRZERWAĆ.

Żadnego oglądania pod nogi, na nogi, za siebie  – tylko przed siebie. Nie cierpię litości.

FacebookTwitterEmailPinterestShare
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wartościowy – podziel się nim – może akurat ktoś go potrzebuje. #onetribe

17 odpowiedzi

  1. No to mnie wgniotłaś w fotel z samego rana. Nawet kawy nie dopiłam… siedziałam zaczytana i zapłakana. I pełna podziwu. Masz cudowną siłę w sobie. I tak sobie myślę… też mam tylko plan A… i jako uparta jak osioł baba nie pozwalam mu ze wszystkich sił na niepowodzenie. Nie ma faili… są przeszkody. A jak są przeszkody to albo trzeba je przeczekać albo pokonać zamiast biadolić jak mi źle i ciężko. Musi być ciężko!
    No to zakładam tę koronę, dopijam kawę i lecę do pracy. Najtrudniejszej na świecie bo wymarzonej. Buźka twardzielko!

    1. Kinga – DZIEKUJE…. osttanimi czasy mysle ze wpsarcie, empatia, zorzumienia innych – jest dla mnie jak poduszka powietrzna – zmiekcza moja rzeczywistosc 🙂
      mysle, ze nam twardzielka czasem jest ciezko – bo wiemy ze trzeba – ze nie ma ze nie mozna…
      wiesz – mysle, ze tak jak sobie plakalam ze starchu i z bolu – to wyplalam za te wszystkie inne razy kiedy mowilam sobie – bardzo dzielna, nie bexisj sie , do przodu! a czasem chyba trzba sie rozkleic – bo to czysci energie i pomaga isc dalej… i tez uwazam.. ze najtrudniejsza to wymarzona – bo … wiesz, ze sie nie wypiszyszesz – chocby nie wiem co – trzeba ogarac.. wiec, Krolowo – kawa czarna czy sojowa? .. 🙂

      1. duuuża grzana w rondlu z 1/3 mleka od krówki 🙂 Bez kawy nie ma życia we wszechświecie 😛 Miłego weekendu 🙂 Mam nadzieję że dziś już dobrze.

        1. totalnie sie zgadzam – bez kawy nie ma zycia – kochaj jeszcze bardziej od keidy odkrylam mnieko bezlakotozowe – moge teraz pic na okraglo:) juz lepiej 🙂

  2. Julka, silna z Ciebie babka, dasz radę. Trzymam kciuki za szybki powrót do formy. Masz super przyjaciół, fajnie, że przypominają Ci o twojej koronie. A kiedy wszystko wróci do normy, zobaczysz kolejne zalety tego doświadczenia, bo przecież wszystko jest po coś. Zdrowia!

    1. Agato – dziekuje!!!!!
      moje przyjaciele to ucalowanie mnie przez Pana Boga …. mam mega szczescie..
      czekam na moement keidy zorzumiem po co – a na razie…wyskok z pizamy i .. walczymy dalej:)

  3. Julia! będzie dobrze! Przeżyłam utratę wzroku w trakcie rodzenia Nadii. Nie widziałam jej przez pierwsze 5 dni, mogłyśmy się tylko tulić, ale ja jej nie moglam oglądać. Jakie dziwne uczucie, tyle czekasz na to pierwsze spojrzenie, a potem… takie zaskoczenie! I zaskoczenie, jak niewidzenie ZMIENIA perspektywę i człowieka. Wiesz, ja polegam na sobie, a musialam zawierzyć w innych. Główne doświadczenie jakie wyniosłam, to, że w bezradności jest siła, i że (to jak zwykle) ludzie są dobrzy (w większości ;)). Dzisiaj się liczy, ani wczoraj, ani jutro. Dzisiaj jest tak jak jest. Jest dobrze. Każde doświadczenie jest po coś. To też. Tak jak napisałaś. 🙂
    Ps. Mój wzrok wrócił do SOKOLEGO. Nic się nie martw! Przesyłam dobrą karmę i przystojnego, mądrego, samotnego, młodego, szukającego zielonookiej, szalonej nimfy zakotwiczonej w rzeczywistości LEKARZA OKULISTY z zacięciem poetyckim 😉

  4. Agnieszko moja ukochana 🙂 dziekuje, ze podzielilas sie ze mna swoja historia!!!! musialo byc mega ciezko przez kilka dni nie widziec swojej ksiazniczki… ale z jakiegos powodu ma na mie tak jak ma na imie 🙂
    co prawda lekarz jest piekna lekarka – ale za to najlesza z mozliwych 🙂 wiec na dzien dzisiajszy to jest proorytetem – ale mam nadzieje ze wysylanie dobrej karmy nie zmarnuje sie… 🙂 caluje i .. BARDZO DZIEKUJE

  5. Julia,
    dzwoniłem do Ciebie wczoraj.
    W sprawie męskiego pierwiastka.
    No, a jak teraz przeczytałem Twój wpis, to zdębiałem, bo nie wiedziałem nic o Twoim problemie ze wzrokiem.
    Gdybym widział, to bym pewnie wczoraj nie dzwonił, bo bym uznał, że nie można Ci zawracać głowy w takiej sytuacji.
    Ale nie wiedziałem i zadzwoniłem.
    I co?
    Normalnie odebrałaś i nic nie dałaś po sobie znać o jakimkolwiek problemie, czy braku, nie było słychać ani trochę słabości, ale mówiłaś przez telefon o zmienianiu świata. Tylko plan A. Twardzielka!
    Trzymam kciuki za Twoje zdrowie i plan A.

    1. Tomek – dziekuje za ten komenantarza, ale.. ciesze sie ze zadzowniles.. Juz jestem na chodzie 🙂 moze chwiejnym ale chodzie.. T jest moja praca i .. nie ma powodu zeby pewnie niedowidzenia wplywaly na jej codziennosc:) tym bardziej ze do rozmowy przez telefon oczu nie potrzebuje 😉 mega dzieki za troszke – ale masz sie abslutnie nie krepowac – ciesze sie ze, podobal Ci sie wywiad i ciesze sie, ze rozwazasz bycie Meskim nieoceniajacym badaczem!!!
      Wyrzucenie do kosza planu B totalnie dziala – jestem co raz blizej celu 🙂

  6. Wyczuwam akurat Ciebie Julia w tym aspekcie „inności zdrowotnego Losu” bardzo dobrze…. Poczytasz kiedyś „Story of my Life”, to odnajdziesz kontekst mej dzisiejszej sentencji 🙂 Trzymam kciuki bo nie ma rzeczy ważniejszej niż zdrowie 🙂 Będzie dobrze Julia 🙂

  7. Czytam Twojego bloga jakiś czas, ale nigdy nie komentowałam. Jestes świetna inspiracja i tak pozytywna i radosna osoba, ze aż chciałoby sie Ciebie poznać 🙂 jadę w lutym na Filipiny podładować baterie i cieszyć sie tym co „tu i teraz” zapominając o wszystkich problemach i irytacjach dnia codziennego. Pozdrawiam!

  8. Bardzo dziękuję za takie ciepłe słowa:) I za to, że tu ze mną jesteś! Mam nadzieję, że uda Ci się w lutym naładować baterię i zebrać dużo energii na cały rok:)

  9. Czytam ten tekst jeszcze raz i mam wrażenie, że jest nawet lepszy niż kiedy czytałam go za pierwszym razem. Nie dość, że motywujesz do ciągłego podnoszenia znajomości angielskiego, to jeszcze jesteś wsparciem, dla kogoś kto też problemy ze wzrokiem. Życzę zdrówka i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Czekamy na więcej podobnych tekstów.

  10. Bardo Ci dziekuje!!!!! mam nadzieje, ze ten text bedzie tez pomocny dla tych wsyzstkich ktorzy jak ja czasem za szybko biegna – i nie maja czasu zeby sie zatrzymac i doceniac, ze moga biegnac, ze widza gdzoe biegna, ze maja z kim biec! dla mnie to bylo straszne doswiadczsenie i cieszse sie ze z niego wyszlam. jestem BARDO wdzieczna wszystkim za pomoc i wsparcie.
    a co do angielskiego …:) wiesz to nie tylko pomaga w podrozy ale tez cwiczysz szare komorki na starosc – wiec.. ja ciegle ucze sie jezykow i mega zachecam do tego innych
    pozdrawiam cie mega cieplo i dziekuje za komentarz:)
    Julia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER