Mam wrażenie, że ludzie dzielą się na takich, którzy KOCHAJĄ Stany i tacy, którzy eufemistycznie mówiąc, nie bardzo. Od 19 roku życia przez całe studia jeździłam do Stanów. Objeździłam całe stany od Philadelphii do Key West i od Seattle do Meksyku. Kochałam Stany. Moja miłość się skończyła z chwilą, kiedy Stany sterroryzowały wszystkie lotniska świata. Prawie wszystkie.
Ameryka Łacińska jest niesubordynowana również w tym zakresie (Meksyk jest chyba traktowany jako jedna z ich prowinicji, bo tam jest chyba nawet gorzej niż w samych w Stanach). Latam od minimum trzeciego miesiąca życia – co roku coraz bardziej… Dlatego czuję się w samolocie bezpiecznie i pewnie. Dla mnie jest to taki moment kiedy wreszcie nikt niczego ode mnie nie chce i zaczyna mi się MÓJ czas – dlatego drażliwie reaguję na jakikolwiek przejawy wkraczania w moją prywatność. Na lotnisku obserwuję jednak wiele osób, dla których latanie jest czymś na tyle przerażającym, nieprzyjemnym i niepewnym, że to wszystko, czego ja nie lubię, traktują jak tabletkę uspokajającą. Chcą wiedzieć, że wszystko jest sprawdzone, obejrzane, zagrożenia wyeliminowane. To ludzie, którzy zdejmują buty nawet kiedy nikt ich o to nie prosi. Jeżeli tego potrzebują, żeby nie łykać waleriany – to jest ok. Ja natomiast po pierwsze lubię latać, po drugie – będąc córką inżyniera lotnictwa wiem, że większość z tych rzeczy służy tylko wyciszeniu sumienia.
Jest milion powodów, dla których ja kocham latać, dwa miliony, dla których kocham Amerykę Łacińską i wśród nich wiele wspólnych (nawet, jeżeli nie zawsze i nie wszędzie wszystkie są spełnione – to klimat zostaje) dlaczego lepiej latać w Ameryce Łacińskiej, niż gdziekolwiek indziej.
- Nie trzeba wyjmować komputera
Nigdy, ale to NIGDY nie zrozumiem, po co mam wyjmować mój komputer, tablet i cały sprzęt! Ja podróżuję z całą torbą sprzętu (laptop, iPad, iPhone, iPhone na drugą kartę SIM, aparat z 3 wymiennymi obiektywami, GoPro + wszystkie kable), więc, kiedy mam trzy międzylądowania, te kilka godzin biegania między terminalami jest dla mnie jakimś koszmarem.
Argentyna:
– Czy muszę wyjąć komputer?
– Tak się senioricie śpieszy do pracy? Proszę się zrelaksować – za chwilę zaczyna Pani wakacje. Zrobimy rentgen, a potem możemy na kawkę pójść – komputer może zostać tam, gdzie jest.
- Nie trzeba oddawać wody, wina ani żadnych innych butelek
Ja nawet nie lubię pić wody, więc nigdy jej nie nosiłam ze sobą, ale sam fakt, że nie mogę – jest potwornie irytujący.
Argentyna:
– Chwileczkę – muszę jeszcze panu oddać wodę.
– Kochanie – jedynie, co musisz mi dać – to Twój numer telefonu. Wtedy pójdziemy na takie wino, że żadnej wody nie będziesz potrzebowała.
– Czyli nie muszę Panu wody oddać?
– Jedynie, co możesz mi oddać, to swoje serce.
Proszę, przypomnij sobie teraz Okęcie lub Frankfurt i co się dzieje, gdy PRZYPADKIEM zapomnisz o wodzie w swojej torbie?
- Nie trzeba pilnować 100 ml
W tym roku dużo podróżowałam małymi liniami, gdzie można było zabrać tylko 10kg bagażu.
Panama:
– Seniorita, a może ten plecak ze sobą Pani weźmie, nie trzeba będzie potem czekać na bagaże.
– Ale mam tam kosmetyki, szampon, odżywkę.
– Skoro Pani tak dba o higienę, tym bardziej będzie lepiej, jeśli to wszystko będzie z Panią.
– No, bo wie Pan, normalnie nie można mieć 250ml butelki, dlatego myślałam…
– Da Pani radę nie myć włosów w samolocie? ☺ Bo nie ma tam suszarki, a nie chcę, żeby seniorita się przeziębiła.
- Nie sprawdzają Ci torby, jakbyś był siostrzeńcem Bin Ladena
Nie cierpię, gdy jestem tak traktowana na lotniskach europejskich i amerykańskich. Mam wrażenie, że traktują każdego jakby był terrorystą i mają nadzieję, że w końcu jednego złapią i uzasadnią swoją zasadniczość na tych lotniskach… Celnicy w Ameryce Łacińskiej są bardziej zajęci omawianiem swoich planów na wieczór niż pilnowaniem, czy zdjęłam pasek, buty, wyjęłam śruby z kręgosłupa i wszystkie inne możliwe protezy.
Wenezuela:
– Coś senioricie wyświetliło się metalicznego… Czy miałaby Pani coś przeciwko, żebym zobaczył?
Jednak uprzejmość ROBI RÓŻNICE.
– Nożyczki i cążki. Hmm, nie można, no, ale kobieta musi mieć piękne dłonie. Ma też pani lakier?
– O jaki ładny – zielony. Takiego jeszcze nie widziałem. No skoro ma Pani lakier, to sprzęt musi zostać. OFF! (butelka 250 ml) To chyba nie można. Ale widzę, że Pani taka pogryziona…
– Mam mega alergię na purgi (muszki w Wenezueli ), więc tym razem chciałam się zabezpieczyć. Muszę wyrzucić
– Jestem chrześcijaninem. Nie chcę, żeby Pani cierpienie było na moim sumieniu… I chcę, żeby Pani pięknie wspominała Wenezuelę… Proszę się dobrze bawić bez komarów. Pisze pani blog? Proszę napisać, że Wenezuela, to piękny kraj, dobrze? I jaka nazwa bloga? Proszę mi wpisać w telefonie – będę śledził, co się z Panią dzieje… I jak będzie potrzebna jakaś pomoc – to proszę dawać znać.
- Bez marketingu, ale z osobowością
Stewardesy – nawet, jeżeli nie są zjawiskowo piękne (a zazwyczaj są) – to totalnie nadrabiają to osobowością.
LTA – samolot na wyspy Los Roques – szczerze uśmiechnięta (można przykleić uśmiech, ale nie podrobisz małych zmarszczek przy oczach czy ustach) zadbana, stewardesa po 50-tce wita pasażerów:
– Ostrożnie, tu taki mały schodek jest – daj rączkę – pomogę Ci. Ale ma Pani ślicznego synka. Ile ma? Dwa latka? Co mu się stało w brodę? Biedaczek upadł… Tu nic mu nie grodzi. Cieszysz się, że będziesz leciał?
Kolejka za nimi…Wszyscy rozmawiają ze sobą i robią selfie z samolotem. Zero pośpiechu i stresu.
– O, widzę, że Pan już na plaże przygotowany – bardzo sexy ta hawajska koszula!
– Jezu, ale Pani ma białe włosy (to do mnie). Pewnie wszyscy mężczyźni w Wenezueli za Panią szaleją. Witam w naszym kraju! Panie Kapitanie – proszę zobaczyć – mamy Shakirę na pokładzie! ☺
– Proszę siadać tam, gdzie Wam się podoba. Po co mamy oznaczać miejsca – to nie rozwiązywanie zadania matematycznego – chyba każdy potrafi wybrać sobie miejsca do siedzenia.
Potem, bez mikrofonu, bo samolot gigantem nie jest – mieści czterdziestu ośmiu pasażerów.
– Panie i Panowie – super, że z nami lecicie. I tak, wiem, że właściwie nie mieliście wyboru, bo głównie my tu latamy, ale i tak nam jest miło, że jesteście. Ktoś był już w Los Roques? No to wiecie, że to raj. A ci co nie byli – Jezu, ale Wam się spodoba! Panie – pięknie wyglądacie – jesteście przygotowane na podbój wyspy. Panowie – ależ wy macie szczęście… Tyle pięknych Pań obok was siedzi.
- Blisko Ciebie – nie jest hasłem na bilbordzie
Na co dzień w Izmałkowa Consulting robimy badania organizacji – bardzo je kochamy, bo wiemy, jak bardzo CZŁOWIEK (zwany też pracownikiem) robi różnice. Robimy badania, warsztaty strategiczne – wszystko, żeby opracować spójną wizję marki. Szczerze wątpię, że na latynoskich lotniskach słyszeli o takim pojęciu, jak kultura organizacyjna, pozycjonowanie marki czy tagline. Przynajmniej w Wenezueli, czy Kolumbii. Może dlatego nie muszą nic wydawać na marketing – zatrudniają ludzi, którzy SĄ POZYCJONOWANIEM MARKI. My mówimy o tym, że pracownicy tworzą firmę i są jej ambasadorami, robimy badania, piszemy regulaminy, instrukcje – jak rozmawiać, odmawiać, radzić sobie z trudnym klientem. A oni mają pracowników, którzy TWORZĄ to pozycjonowanie.
Kiedy Pani z linii Chappie przez cztery godziny trzymała moje bagaże w swoim biurze (co jest nielegalne w Wenezueli w przypadku kontroli – nie tylko dostaje mandat w wysokości czterech swoich pensji, ale natychmiast traci pracę), żebym nie musiała jechać do Caracas i zapłacić za bilet (nie jej linii lotniczych) – na moje wylewne “dziękuję” i przemówieniu, jak wiele jej zawdzięczam, powiedziała tylko:
– Jesteśmy tu po to, żeby pomagać. Zawsze do usług. Witamy w Wenezueli!
Następnego dnia zadzwoniła do mnie, czy wsiadłam już do taksówki, którą ona z resztą sama dla mnie zamówiła i czy jestem w drodze na lotnisko. Przed lotem upewniła się, że nie mam problemów z bagażami (dopuszczalne jest tylko 10 kg z bagażem podręcznym – co w moim przypadku jest wyzwaniem porównywalnym z lotem na Księżyc) i poprosiła o telefon do niej, jak wyląduje. Nic ode mnie nie chciała i nigdy więcej mnie nie zobaczyła.
Zazwyczaj na poznaniu nazwiska kapitana kończy się jego poznanie we wszystkich liniach lotniczych. Tu, jeżeli kapitan nie wita Cię osobiście – to prawie zawsze żegna… Stał przy otwartych drzwiach i wszystkich żegnał.
„Dziękuję – cieszę się, że lot się podobał.”
„Jak następnym razem będziecie latać – poproście o to, żebym to ja prowadził ☺ Maleńka, jeszcze raz sobie… polatamy, co?”
Potem piloci wracają w autobusie z pasażerami, wymieniają się z nimi uwagami, co można zobaczyć w mieście, w które dni najlepiej latać itd.
I… chętnie pozują ze wszystkimi pasażerami.
“Mam chyba większą rękę – może to ja zrobię zdjęcie.”
Leciałam malutkim samolotem linii Chappie. Mój taksówkarz (oddzielna historia) przedstawia mnie pilotowi:
– Julia – poznaj Jose – to Twój pilot.
– Dzień dobry Panu!
– Jak mi miło, że dzisiaj będę miał tak miłą pasażerkę!
– Panie pilocie, dowiedziałam się, że ten samolot jest bardzo mały. Dużo mniejszy niż myślałam.
– I co? Trochę się boisz?
– Nie będę ściemniała, już latałam małymi samolotami, ale ten… jest naprawdę bardzo mały. Nie boję się bardzo. Ale trochę się boje.
– Powiem Ci szczerze – ja też trochę się boję.
– Jezu, niech Pan mi takich rzeczy nie mówi 20 minut przed startem!
– Boję się, bo mam szacunek do latania. Nie wszystko jest w moich rękach. Dlatego bardzo pilnuje żeby to, co jest było bardzo zatroszczone. Jestem zawsze czujny, dlatego, że się troszeczkę boję.
– No dobra.
Kupuję ten argument. Nie zmienia to jednak faktu, że samolot jest przerażająco mały.
– Julio, mam córkę w Twoim wieku, więc wiem, jak się czuje rodzic. Często dzwonisz do mamy?
– Nie za często.
– No to umówmy się tak: ja Cię bezpiecznie dowiozę na wyspy, a tym potem wyślesz wiadomość do swojej mamy wraz z naszym zdjęciem – deal?
– Deal!
– No to usiądziesz obok mnie – bo razem będziemy się mniej bać. Razem raźniej – prawda?
(Mama świadkiem – wysłałam wiadomość i zdjęcie ☺)
- Dają więcej niż obiecują
Pamiętacie tę słynną akcje z linią lotniczą, która dała wszystkim pasażerom prezenty po wylądowaniu? To było mega. Ja tu też coś takiego przeżyłam. Dali mi coś, czego nie musieli. Dlatego, że mogli. I nic nie chcieli w zamian.
Robię sobie check in:
– Dużo podróżujesz? Co robisz?
– Pisze blog. O historiach, które mnie spotykają.
– Hey, chcesz fajną historię? Wyjmuje swojego iPhona i pokazuje mi zdjęcie z kabiny pilota, kiedy samolot lądował.
– WOW! Zawsze chciałam lecieć w kabinie pilotów!
– Bardzo byś chciała?
– Bardzo!
– No to zobaczę, co damy radę zrobić.
Jestem w samolocie, zajęłam moje miejsce. Podchodzi do mnie stewardesa. Myślę sobie, że jednak zauważyła, że mam słuchawki na uszach i każe mi je zdjąć.
– Seniorita Julia, a panią zapraszamy do kabiny pilotów!
WOW!!!!!
Siedzę w kabinie pilotów – czuję się tak ważna i szczególna, jakbym leciała w samolocie prezydenckim.
– Panie i panowie, mówi Kapitan Lopez. Dzisiaj steruję wraz z moim zastępcą Jose Rodriguezem oraz piękną Polką, która jest Ukrainką – Julią. Razem bezpiecznie dowieziemy Was do Caracas.
To jest taki moment, w którym myślałam, że umrę ze szczęścia! Gdyby nie to, że po piętnastu minutach okazało się, że to na maksa nudne… Po 30 minutach przysnęłam. Na szczęście obudziłam się przed lądowaniem na nakręcenie filmu. Ale nic nie zmieni faktu, że było to dla mnie maksymalne przeżycie! I byłam totalnie wzruszona tym, że nieznajomy chłopak jednak potraktował mnie poważnie, a kiedy podziękowałam mu za to, że załatwił mi lot w kabinie pilotów powiedział:
– Zawsze robimy wszystko, żeby klienci byli zadowoleni. Nie mamy dużo możliwości, ale to, co możemy, zawsze robimy. Cieszę się, że się dobrze bawiłaś.
- Są na tyle poważni, na ile muszą, ale ani trochę więcej
Podobno Virgin Atlantic rekrutuje ludzi tak, że każe im rozśmieszyć komisję rekrutacyjną. Mam wrażenie, że Latynosom po prostu pozwala się być sobą. Chappie Airlines. Drugi pilot stoi w drzwiach samolotu (jest to 8-osobowy samolot, w którym kapitan zrobił deal bezpieczeństwa w zamian za telefon do mamy):
– Wiem, że totalnie jesteście podekscytowani, że za chwilę wskoczycie w bikini, ale pozwólcie, że tylko kilka słów powiem na temat bezpieczeństwa. Samolot jest sprawdzony, więc powinniśmy dolecieć. ☺ Piloci są w porządku – nie robią tego pierwszy raz! Tylko drugi. Macie się zrelaksować i cieszyć widokami, bo są niesamowite. Nasza planeta to niezłe cacuszko! Jak coś się stanie – tu są drzwi. I nie musicie wyłączać telefonów komórkowych. W odróżnieniu od dużych linii lotniczych, nie jesteśmy zazdrośni, kiedy się dobrze bawicie na Facebooku. Więc Snapchat, Instagram, WhatsApp – cokolwiek, co dostarczy wam rozrywkę – enjoy!
Najbardziej zabawne jest to, że prawie cały lot, miałam Internet ☺
Dlatego właśnie kocham latynoskie lotniska. Tam koncentrują się na rzeczach ważnych, a ważne są relacje, a nie to, czy masz metal w bucie, 101 ml wody albo iPada w torebce. Dlatego, że ludzie, którzy są na lotnisku, są albo pełni marzeń i nadziei, bo lecą do wymarzonej destynacji, albo są smutni, stęsknieni i pełni wrażeń, bo wracają, albo są zmęczeni i zestresowani, bo lecą do pracy.
Jakikolwiek to nie byłby powód – na lotnisku jest DUŻO emocji. I miło jest, kiedy pracownicy lotniska są ludźmi, a nie robotami. Są uśmiechniętymi istotami, które lubią swoją pracę nie dlatego, że mają władzę, ale dlatego, że mają tony możliwości poznania ciekawych ludzi.
Tak wyglądała ewolucja mojego przerażenia. Boże, jaki ten samolot mały… „Julia, jesteś moim drugim kapitanem, nie możesz się bać. Ja – szczęśliwa, że jestem drugim kapitanem, bo nigdy nie byłam żadnym kapitanem.
Damy radę dolecieć, partnerze.
Już jestem zdecydowanie bardziej wyluzowana.
I, jak tylko się wyluzowałam, pojawiły się niedobre objawy. Jak z jakiegoś filmu z PRL. Samolot i tak wygląda w środku jak zabawka, nawet GPS chyba nie jest wyposażeniem standardowym, ręcznie wszystko naciągane, wciągane, sprawdzane. Więc jak trzy razy się nie uruchomił, to myślę sobie: „Boże, to chyba zły znak.” Na szczęście pilot mnie zapewnił, że to tak zawsze (nie jest to pocieszające, ale jak nie ma nadziei, to są zapewnienia).
W końcu wystartowaliśmy i obyło się już bez dziwnych dźwięków.
UWIELBIAM latać na takich małych lotniskach. KOCHAM! To jest uczucie dokładnie odwrotne temu, kiedy latam Wizzairem, gdzie mam wrażenie, że firma najchętniej dopchałaby samolot ludźmi na miejscach stojących.
Nie wiem, czy to Latynosi, czy piloci małych samolotów, a może piloci wszystkich samolotów, ale widok pilota, który patrzy w okno, odwraca się do mnie i mówi: „Boże, jakie to jest piękne. Widziałaś?”… Taki widok był dla mnie na maksa poruszający. Od piętnastu lat ta sama trasa i od piętnastu lat widzi to na nowo. Jego nie musiałybyśmy w Izmałkowa Consulting szkolić z etnografii – patrzenie oczami dziecka ma w DNA.
A to widok, na który patrzył.
No i tak, są znaki. Nie można broni, narkotyków, a nie butelki z wodą. Naprawdę dla mnie znaki na naszych lotniskach to żal. Kiedyś mnie w Kolumbii zapytali na lotnisku, czy mam broń. Odpowiedziałam, że nie, bo by mnie przez inne granice nie przepuścili 🙂 Na co Kolumbijczycy roześmiali się i powiedzieli: „Jak będziesz chciała, to my cię nauczymy, jak ich oszukać :)”.
Tak wygląda instrukcja jak należy się zachowywać i…
…zachęcenie do używania social mediów do dzielenia się takimi widokami, jak…
Cudowne jest to, że lataliśmy tak nisko, że cały czas był net.
Samolot naprawdę ekstremalnie mały, więc na wszelki wypadek zrobiłam zdjęcie, żeby zobaczyć, czy tylko ja mam stracha. Nie tylko 🙂
„To co, kochany? Polatamy sobie?” – kocham tych pilotów.
Mój gigantyczny żelazny ptak.
Tak wygląda odprowadzenie na lotnisko. Yadira i Princessa były ze mną aż do momentu, kiedy zaczęłam wchodzić po schodkach na pokład. Kocham to, że nie robią ceregieli. Ludzie chcą latać, ale chcą też być z ludźmi, których kochają. Wspaniałe jest, że można tak na tych małych lotniskach.
Jak bardzo się bałam, pilot powiedział: „Wyglądasz na taką, co lubi kontrolę. Więc potrzymaj sobie trochę ster, poczujesz się pewniej.” 🙂
Nie chodzi nawet o to, że widoki są piękne. Może są tylko dla mnie, bo tam byłam, a dla Was są banalne, bo każdy lata przecież.
Niezwykłość dla mnie polega na tym, że byliśmy totalnie nisko i widziałam może nie liście drzew, ale pojedyncze drzewa… I komentarz pilotów: „Ooo, tu podobno byliście wczoraj, więc podlecimy bliżej, żebyście mogli zrobić zdjęcia również z wysokości.”
„Julia, to serce jest dla Ciebie ode mnie. Od wszystkich w Wenezueli. Żebyś do nas wróciła”
Tak wygląda spełnione marzenie – po raz pierwszy w kabinie pilotów.
I ten słynny ekscytujący start.
6 odpowiedzi
Wspaniały tekst! „Dlatego właśnie kocham latynoskie lotniska. Tam koncentrują się na rzeczach ważnych, a ważne są relacje, a nie to, czy masz metal w bucie, 101 ml wody albo iPada w torebce.” Tak jest u południowców nie tylko na lotniskach, ale i w życiu. Doceniają człowieka i relacje i stawiają ponad procedurami – to jest piękne!!! I jeszcze piękniejsze jest to, że takie osoby jak Ty to opisują w taki sposób! 🙂
uslyszec taki komentarz od królowej kontentu oraz egzystencjalnych refleksji… 🙂 wynagradza mi to wszystkie nieprzespane noce zwiazane z moimi lekami – czy to co pisze ma sens choc dla jednej osoby oprocz mnie! dziekuje ze jestes, ze czytasz, ze dajesz znac co myslisz!!!!!
Świetne spostrzeżenia. Fajne opisy. Podobnie, choć tam zupełnie inne klimaty wspominam loty wewnętrznymi liniami we WNP. Także pełen luz. Mi, podobnie jak Tobie nic nie przeszkadza w samolotach (oczywiście poza syndromem „11.09.2001”) bo uwielbiam latać dosłownie wszystkim. Czekam na dalsze wpisy. Pozdrawiam.
Ps. Jak się nazywa samolot, zdjęciu ?(ten trzysilnikowy) bo ten mały to Cessna.
o Boze – zabiles mnie tym pytaniem… nie wiem… nie wiem jak sie nazywa samolot. ja sie tylko balam czy nie spadnie – wiec dowiedzilam sie ze bylo tylko kilka wypadkow (moim zdaniem to „az kilka”!) i ostani dawno temu czy 4 lata temu (nie wiem czy to dobrze ze tak dawno czy nie) …
bardzo dziekuje za komentarz i… bede sprawdzac co to za samolot nastpenym razem! slowo!
do zobaczenia 🙂
Fajne lub doskonale są Julia Twe okazjonalne zdjecia – jak zwykle, trzymasz doskonale poziom :-)) Przypomniały mi się Julia wspomnienia mych lotów podobnym samolotem
na Dominikanie, 10 lat temu, do górzystego interioru. Huczało, drgało, skrzydła pracowały wyginając tak bardzo, że moja ówczesna dziewczyna, (Twa rówiesniczka) o mało co wtedy
ze strachu nie wyskoczyła oknem na zewnątrz. Miałem sporo ubawu, ale i też lęku o Jej odpornośc na stres :-)).
Natomiast Julia polecam Ci lot 4 osobową maleńką Cesną w Namibii.
To było 7 lat temu. Leciałem wpierw 500 km ze stolicy Namibii nad granicę z Angolą,
do siedziby plemienia Himba. Pejzaże Szkieletowego Wybrzeża i samej sawanny
warte są grzechu!!! .
Potem, po całodziennej wizycie w wiosce Himba, był przyjemny nocleg w takim „country longue” – mały etnograficzny pensjonat z basenem i widokiem na pobliskie wysokie, graniczne góry/wzniesienia Angoli. Widoki zupełnie jakby z filmu „Pożegnanie z Afryką” 🙂
Nostalgia za tym widokiem do dzisiaj pozostała we mnie. Wystarczy mi zamknąć powieki . Następnego dnia polecielismy jedyne 200km do parku narodowego Ethosha.
Temat na oddzielne opowiadanie.
Zwiedziłem w kolejnych kilkunastu dniach Botswane z jej deltą rzeki Okawango
i pożniej tydzień był w Zimbabwe . Tam odważylem się m.inn.
na 24 km rafting w kanionie rzeki Zambezi, za wodospadami Victoria Falls.
Skala trudnosci wodnych uskoków 5/6. Jedenz 4 najtrudniejszych raftingów na świecie.
Maksymalny hardcore i adrenalina. Podeśle Ci kiedyś zdjęcia.
Takiej przygody Julia jeszcze chyba nie przeżyłaś ?? .. najeżdzanie dinghy w rozszalałą kipiel wodną, niespodziewany wykop z łodzi na 1,5 m w góre i pływanie w grzmiącej wodospadami rzece… aż dopóki cię murzyńscy ratownicy nie wydobędą lub samemu nie wejdziesz z powrotem na odwróconą wielką dinghy. Płyneliśmy małym zespołem – dwie pary i sternik.
Normalnie do dinghy wchodzi 11 osób. Było masakrycznie dziko i pięknie…
Popatrz na rafting na You Tubie..
To Julio coś dla Ciebie – odważna dziewczyno, która chyba nawet „kulom się nie kłania” :-)))
Pozdrowienia Jaculowe fruną
Rozpieszczam mnie swoimi opowiesciami, sa tak niewiarygodne, ze prawie trudno w niej uwierzyc:) Mega doceniam to, jak wiele czasu poswiecasz, by czytac moj blog. Rafting w kanionie rzeki Zambezi – to musialo byc jedno z najsilniejszym doznan w Twoim zyciu. Kocham wode, wiec moze kiedy sie odwaze:)