fbpx

Dyskontowy stan umysłu, Indonezja

3 min czytania
udostępnij:
FacebookTwitterEmailPinterestShare

Podsumowanie:

Reading Time: 3 minutes

Czasami podczas podróży czuję się tak jak podczas spotkań służbowych w Warszawie. Z klientami dyskutujemy jak się przebić z innym atrybutem niż cena, bo konsumentom najbardziej zależy na tym, żeby było jak najtaniej. A w podróży często niewinna dyskusja na temat uroków poszczególnych miejsc zamienia się w licytację – kto i gdzie jak najmniej zapłacił, za jaką najmniejszą kwotę można przeżyć miesiąc w jakim kraju.

Nie jestem typem backpackersa. Nigdy nie byłam. Nawet kiedy byłam studentką i kompletnie nie miałam pieniędzy – też nie byłam. Bo bycie backpackersem to bardziej stan umysłu niż kieszeni. I nie ma w tym nic złego, ani nic dobrego – tylko mój sposób podróżowania jest trochę inny. Uwielbiam zanurzenie się w dany kraj i jego kulturę, a nie tracenie czasu na poszukiwania jeszcze tańszej i jeszcze tańszej opcji. Przecież nie dostanę za to medalu.

Nie wożę też ze sobą jedzenia. Chyba, że moje ulubione snacki – ale to z łakomstwa, nie z oszczędności. Kiedy wyjeżdżam na nurkowanie, nie wiozę z „kontynentu” piwa, bo to dużo taniej (nie szkodzi, że jest ciepłe). Oczywiście piwa i tak bym nie woziła, bo nie piję, ale innego alkoholu też nie wożę.

– Mieszkałaś w hotelu za 15 dolarów? Oszalałaś?! My płaciliśmy tylko 10!

– 10? Ha – ja płaciłem tylko 7!

Czasem daję się w to wkręcić i odzywa się we mnie moja ukraińska natura: może rzeczywiście jakoś mega przepłaciłam, już czuję stres, że nie sprawdziłam, że źle wybrałam. Wtedy sprowadzam się na ziemię i myślę sobie, że można też spać na ławce – i to w ogóle za darmo. Lub, jak jeden ze spotkanych przeze mnie Holendrów, na stacji policji lub w meczecie – „bezpiecznie i ciepło”. Poza tym przypominam sobie, że dyskutujemy na temat różnicy 25 zł!

Dalsze wchodzenie w temat pokazuje to samo, co moje dyskusje w Warszawie – kiedy rozkładamy rzeczy na inne atrybuty – nie tylko cena ma znaczenie. Jest jakiś powód, dla którego ludzie „przepłacają”.

– 13 dolarów – no rzeczywiście bardzo tanio. Twój hotel też jest przy samej plaży?

– Nie, ale tylko 25-30 minut spacerem.

35 stopni, mega wilgotność. Kocham spacery, ale dużo mniej w takich warunkach i wtedy, kiedy nie mam wyboru.

– Masz ciepłą wodę?

– Nie, ale rzadko się kąpię, więc bez przesady.

Jeżeli chodzi o higienę, to każdy ma oczywiście swoje upodobania. Ja tam się lubię kąpać.

Za 7 dolarów sytuacja wygląda jeszcze inaczej – z sześcioma innymi osobami („ale tylko dwie chrapały – poza tym spoko”), do prysznica można się dostać albo przed siódmą albo po dziesiątej („ale po dziesiątej może już wody zabraknąć”), nie ma okna („ale mamy lampkę nocną – więc spoko”) i tak dalej…

Są tacy, którzy mają więcej czasu niż pieniędzy i dlatego są w stanie wyszukać hotele za 5 dolarów i jedzenie za pół dolara. Super! Też jestem zwolenniczką poglądu, że nigdy nie należy żyć ponad stan. Ale…

Ale… najważniejsze w tej dyskusji jest jednak fakt, że obydwie te osoby było stać na DUŻO lepsze hotele. Niemiec i Holender. Jeden – dyrektor oddziału banku, drugi – makler. Nie chodziło im o to, żeby przeżyć podróż w jak najbardziej naturalny sposób i poprzez niedogodności fizyczne zresetować swój umysł. Ulegli obsesji dyskontowości. Nie dlatego, że ich nie stać. Nie dlatego, że lubią survival. To, że gdzieś jest drożej, już uznają za próbę wyłudzenia. Własny komfort i przyjemność nie są tak ważne, jak upewnienie się, „że nikt ich nie naciągnął”.

Nie chcę spać z obcymi ludźmi w pokoju, nie chcę być w pokoju bez okna i nie lubię spać w pościeli niezidentyfikowanego koloru. Nie chcę bić rekordów na najtańsze podróżowanie.

Jak powiedział mi Holender: „nie po to pracuję, żeby przepłacać”.

Jestem przeciwniczką postawy „zastaw się, a postaw się”, ale tak samo nie zgadzam się z dyskontowym stanem umysłu. Nie chcę się zgodzić na obsesję dyskontowości w każdym obszarze mojego życia. Nie pracuję po to, żeby jak najwięcej zaoszczędzić, ale żeby moje życie było jak najlepszej jakości. Definiowanie przepłacania jako wybierania opcji droższej, niż najtańszej możliwej, jest sprowadzaniem życia do przetrwania, pozbawionego przyjemności i wygody.

Oczywiście, że można tanio i potem jeszcze taniej – ale pytanie po co? Czy dlatego, że nie możesz sobie pozwolić na lepszy wybór? Czy dla samej zasady?

Similar Posts:

FacebookTwitterEmailPinterestShare
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wartościowy – podziel się nim – może akurat ktoś go potrzebuje. #onetribe

Jedna odpowiedź

  1. Podoba mi się idea spania w meczecie. Do tego kąpiel w oceanie i resztki jedzenia od restauratorów i można zupełnie bezkosztowo przejść przez podróż 😉 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER