fbpx

Gender to nie tylko jest kobieta i mężczyzna!

4 min czytania
udostępnij:
FacebookTwitterEmailPinterestShare

Podsumowanie:

Reading Time: 4 minutes

Gdybym mieszkała 200 lat temu na teranie USA, nikt by mnie nie nazwał kobietą. A ja niekoniecznie musiałabym poślubić mężczyznę. Zatrudniam głównie kobiety, dlatego kwestia gender jest dla mnie bardzo ważna. Niektórzy klienci uważają, że to nasze wielkie ograniczenie, że mamy w zespole same kobiety. Pytanie – czy na pewno jesteśmy TYLKO kobietami? I czy na pewno jest to naszym ograniczeniem?

Zanim Europejczycy wkroczyli na piękne ziemie Ameryki Północnej – Indianie, którzy je zamieszkiwali znali 5 płci:

  1. kobieta
  2. mężczyzna
  3. 2-duchowy mężczyzna (2 spirit male)
  4. 2-duchowa kobieta (2 spirit women)
  5. transgender

Każde plemię miało swoją własną nazwę na płcie, inne niż tradycyjne kobieta i mężczyzna, ale była potrzeba nazwy uniwersalnej, to przyjęło się określenie 2 spirit.

Plemię Navajo nazywali płeć 2 spirit  nádleehí – ten, który doznał transformacji

Plemię Lakota miało słowo winkté – mężczyzna, który kompulsywnie zachowuje się, jak kobieta

Plemię Cherokee miało 2 nazwy – kobieta, która zachowuje się jak mężczyzna i na odwrót – mężczyzna, który zachowuje się jak kobieta.

Gdybym urodziła się w tamtych czasach, to ktoś patrząc na moją kolekcję biżuterii zdecydowanie by stwierdził, że jestem kobietą. Jednak patrząc na moje zachowanie w biznesie zaczął by mieć wątpliwość i możliwe, że zakwalifikowałby mnie do innej płci. Więc kim jestem? Uszkodzoną kobietą, czy niepełnym mężczyzną? Zdecydowanie wolałabym być nazywana osobą o 2 duchach.

I gdyby tak się stało, gdyby zostało uznane – moje poczucie wyjątkowości by wzrosło. I to nie tylko w moich własnych oczach. Bo w tamtych czasach osoba, która posiadała ducha dwóch płci była uważana za dar, za błogosławieństwo. A kto nie chce być błogosławieństwem? Może dlatego Indianie nie mieli problemów z poczuciem własnej wartości – czuli się wyjątkowi niezależnie od tego, kim byli. Nie mieli też problemu z feminizmem ani szowinizmem. I nie znali pojęcia szklanego sufitu. I to wcale nie dlatego, że nie było u nich korupcji, czy wielkiej hierarchii, ale dlatego, że wartość człowieka była określana nie poprzez jego płeć, ale poprzez to, ile wnosił on do plemienia i na ile był on dla plemienia użyteczny i niezbędny.

Płeć nie była żadnym kryterium. Pracowitość, talent, odwaga – to były ważne kryteria decydujące o wartości człowieka. Dzieci miały neutralne ubrania i mogły robić to, co im się podobało. Nie było podziału na samochody i Barbie – a może powinnam powiedzieć na strzały i garnki… Nie było też żadnej koncepcji i wizji miłości – kto, jak i kogo powinien kochać. Miłość była ekspresją uczuć. I każda ich forma była postrzegana przez plemiona bez cienia oceny i osądu.

W plemieniu Crow istniało słowo baté – czyli urodzony mężczyzna, który jest kobietą. Osch-Tisch był najbardziej znanym baté w społeczności Crow. Nie tylko miał niezwykłe zdolności, jeśli chodzi o szycie i wyplatanie wiklinowych koszy, ale był także bardzo waleczny podczas bitew. Właśnie dlatego nadali mu imię Osch-Tisch, które oznacza „znajduje i zabija”. Był on jednym z najlepszych wojowników i dlatego był ubóstwiany w swoim plenieniu. Miał piękną żonę, a sam nosił zarówno męskie, jak i damskie ubrania. Cieszył się od GIGANTYCZNYM szacunkiem i prestiżem.

Ale niestety harmonia baté i całego plemienia nie trwała wiecznie. W 1980 roku federalni agenci wkroczyli do plemienia Crow. I uznali, że takie zachowania są niedopuszczalne. W ich głowach nie było szufladki dla płci 2 duchów, więc zamiast dodać sobie taką szufladkę, postanowili dopasować Indian do swoich własnych.

Osch-Tisch (po lewej) z żoną

Osch-Tisch, tak jak inni baté, został ostrzyżony i ubrany na modłę europejskich mężczyzn. Ludzie Crow byli przerażeni tymi aktami agresji jak można zmieniać baté w kogoś, kim nie jest?! Niezwykle agresywnie i walecznie bronili praw swoich ludzi do bycia sobą. Chciałabym Wam napisać, że wszystko dobrze się skończyło i Indianie żyli długo i szczęśliwie, ale niestety piszę bloga a nie scenariusze do Hollywood.

Osch-Tisch dopóki żył, bronił prawa do bycia baté, a jego ludzie stali za nim murem. Niestety wojownik był ostatnim baté w historii Ameryki Północnej. Po nim Europejczycy przejęli umysły rdzennych Amerykanów i zmusili ich do zapomnienia, że KAŻDY POWINIEN WALCZYĆ o prawo do bycia tym, kim jest. Że narzucanie jakiejkolwiek zmiany, której dana osoba nie chce jest gwałtem i agresją.

Osch-Tisch

Dlatego chciałabym, żeby ktoś przyszedł i zrobił porządek z Europejczykami. Żebyśmy wrócili do tego co pierwotne, czyli do oceniania ludzi ze względu na to, jakie wyznają wartości i co wnoszą do naszego społeczeństwa.

Czy są pracowici i ciekawi.

Czy są życzliwi i potrafią współczuć.

Czy są odważni i waleczni.

Czy potrafią kochać i mają otwarte serce.

Chciałabym, żeby ktoś przypomniał nam, że ktoś kochając nas – szanuje i podziwia naszą odrębność. Czy ktoś uważa, że to bohaterski czyn, ze nas „toleruje” z naszą innością, czy ubóstwia tę inność i kocha nas między innymi za to, a nie pomimo wszystko.

 

Katujemy i szufladkujemy innych, zamiast otworzyć się na to, ze świat nie koniecznie jest zero-jedynkowy. Pomiędzy jest kilka innych kolorów, płci, dróg życiowych. Ten świat jest duży. Jest miejsce dla wszystkich.

Zdecydowanie bardziej powinno nas boleć, czy ktoś szanuje indywidualność czy katuje kogoś na śmierć próbując go zmienić.

Czy ktoś jest toksycznym partnerem i wbija gwoździe i polewa kwasem duszę swojego partnera, tylko dlatego, że sam ma kompleksy lub skłonności sadystyczne.

Czy ktoś jest leniwym pasożytem żerującym na partnerze i wyciska go jak cytrynę.

Czy ktoś jest alkoholikiem i narkomanem i wciąga drugą osobę w spiralę uzależnienia lub winy.

Na to powinniśmy patrzeć.

To powinniśmy oceniać.

W tym powinniśmy pomagać i naprawiać.

A nie to, czy partner jest kobietą, czy mężczyzną, czy jest czarny, biały czy różowy. Rozwiedziony, niepełnosprawny, zbyt młody, pryszczaty, z szemraną przeszłością itd. Nie ma znaczenia. Bo ważna jest „użyteczność dla plenienia”, a to nie jest mierzone kolorem czy rodzajem chromosomów.

Chciałabym, żebyśmy mieli maszynę czasu i pozwoli Indianom zmieniać Europejczyków. Ale pewnie to nigdy nie było możliwe. Bo oni zamiast zmieniać woleli prowadzić własne, szczęśliwe życie.

I tego Wam i sobie życzę – być tak szczęśliwym, żebyście nie mieli czasu ani ochoty na ocenianie.

Similar Posts:

FacebookTwitterEmailPinterestShare
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wartościowy – podziel się nim – może akurat ktoś go potrzebuje. #onetribe

2 odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER