Najpiękniejsze prezenty, które dostałam – nie miały kształtu, nie miały ceny i nie miały końca – zostały ze mną na zawsze. Zostały w moim sercu i mojej pamięci komórkowej.
Prezenty te są wulkanem miłości i studnią uważności – dzięki nim przeżyłam emocjonalną podróż, bardziej doświadczyłam swojego jestestwa i czułam większy związek z obdarowywanym. Są przeżyciem tak głębokim, że aż prawie intymnym. Dlatego w ogóle nie będę o nich pisała.
Prezenty z kategorii BYĆ – które są życiową poezją – są poza listy, bo nigdy nie mogą konkurować z niczym, co można włożyć do pudelka oraz jak to poezja – są zbyt osobiste żeby o tym dyskutować. Ale oczywiście nie samymi spadającymi gwiazdami człowiek żyje. Są też rzeczy, które można włożyć w opakowanie i zawiązać kokardkę – które również sprawiły mi przyjemność i radość. I które również zostały w moim sercu i pamięci.
To jest właśnie prezentownik RZECZY, bo prezentownik doświadczeń byłyby zbyt osobisty, i nie miałby sensu dla innych.
Ten prezentownik, to nie są rekomendacje – to są MOJE prywatne doświadczenia, które były jak moje DNA – MOJE i nikogo innego. Dostarczyły mi oceanu przyjemności i długotrwałej radości, dlatego są na tej liście. Może… kogoś zainspirują, bo opisuję DLACZEGO były dla mnie wyjątkowe i może ktoś skorzysta z tego samego sposobu myślenia. Jest to osobisty i nie jest sponsorowany (niestety 🙂 ) prezentownik.
Podzieliłam te prezenty na kategorie, żeby łatwiej się czytało ALE… z mojego punktu widzenia wszystkie one są równe, bo wartość ich jest nie w cenie, ale w uważności i idealnym dostosowaniu do mnie.
#1 KATEGORIA WOW! Nie mam słów
Przyrzekam Wam, że nie byłam w stanie mówić co najmniej przez minutę, może dłużej, gdy otworzyłam ten prezent. Mały kontekst: od pierwszego iPhona byłam jego obsesyjną fanką. Aż… wreszcie przestałam czuć radość ze zmiany telefonu. Pomyślałam, że starość nie radość. Już nie ma ekscytacji. Ale potem poczytałam o innowacji Samsunga i zaczęłam na nią czekać. Czekałam 2 lata. Nie zmieniałam telefonu, bo czekałam. Wyszedł. Sprawdziłam cenę. Powiedziałam: na głowę upadliście! W życiu go nie kupię!
I WŁAŚNIE DLATEGO, że nigdy, ale to nigdy bym sama go nie kupiła, kupił mi go Fergus. I przyrzekam Wam – nigdy nie miałam większej radości z telefonu. Kocham go miłością absolutną.
Miałam ZERO problemów z przełączeniem się z iPhone. Zero!
Mój telefon wygląda jak Brad Pitt, a ja z nim czuję się jak na czerwonym dywanie. Zdjęcia, czytanie, praca na czterech ekranach na raz – jest to doskonałe połączenie praktyczności z ekscytacją. Jest mały i duży zarazem.
Jest ciężki, ale poręczny. Więc go lubię. Dla mnie – to najbardziej luksusowy prezent, jaki dostałam – który sprawił mi większą radość niż gdybym dostała samochód. Naprawdę kocham i uwielbiam. I już nie czekam na nowszy model.
Dostałam od Fergusa mojego MacBooka (dla tych co nie są fanami – to komputerek, co waży mniej niż książka). Fergus kupił go w najbardziej romantyczny sposób świata (to oddzielna historia), bo wiedział, że to moje marzenie. Nie było ich wtedy jeszcze w Polsce – więc czułam, że jestem prawdziwa GANGSTA 😉 chodziłam z nim jak ze złotą puderniczką – dumna i szczęśliwa. Wyjątkowość prezentu polegała na tym, że miałam go jako jedna z pierwszych – a ja, gadżeciara wszechświata, kocham kiedy ludzie patrzą i mówią: to ten mac? Mogę go zobaczyć? Wow, jeszcze takiego nie widziałem!
Pomijam kwestie romantycznego zakupu – bo to oczywiste, ale uważność na to, że ja kocham gadżety (Fergus totalnie nie) i że chciał zadać sobie tyle trudu, żeby zaspokoić moje dziwaczne potrzeby emocjonalne – to było naprawdę coś!
Jeżeli chodzi o Dyson – mogłabym nawet odkurzacz tej marki dostać zamiast pierścionka zaręczynowego. Kocham Dyson, bo to jest brand, który wierzy w DOSKONAŁOŚC i tworzy ją w każdym swoim produkcie. To marka, która zatrudnia inżynierów – poetów. Marka, która naprawia problemy ludzkie, a nie produkuje kolejny, niepotrzebny brzydki plastik. Chciałam ją mieć, bo lubię prostować i kręcić włosy, a nie robiłam tego, bo bałam się, że z nadmiaru gorąca włosy mi odpadną. A Dyson zrobił tak, że nie odpadają ;). Sama historia tego jak oni to wymyślili, jest tak ciekawa, że obejrzałam dokument na YouTube, a ja nie lubię YouTube. Ale, kiedy chciałam lokówkę, to przez 2 lata jej nie było w Polsce, w każdej podróży Fergus szedł do najbardziej fancy sklepu i też jej nie było. W UK, Azji, Australii. Ja już się poddałam. Zapomniałam. Więc jak już ją dostałam – spędziłam pół dnia kręcąc moje bujne loki 🙂
Teraz już jest dostępna w Polsce. Uważam, że gdyby zrobili badanie ze mną – byłaby jeszcze bardziej doskonała, bo jest kilka rzeczy do poprawienia – ale nadal ją kocham –włosy pięknie wyglądają. Nie wiem czy rzeczywiście nie niszczy włosów – ale jeszcze mi nie odpadły.
To co ja przeszłam, żeby zabrać Fergusa na miarę i żeby on się nie domyślił (w końcu krawcowa wzięła, ale się domyślił)… ile ja odwiedziłam sklepów, żeby znaleźć TĘ tkaninę, ile moja ukochana krawcowa odwiedziła sklepów, żeby znaleźć TĘ podszewkę. Ale kiedy Fergus go włożył, powiedział, że to najładniejszy garnitur, jaki kiedykolwiek miał, i czuje że jest gotowy na podbój świata – nie wiem dla kogo to był najlepszy prezent. Dla mnie czy dla niego?
Fergus jest jednym z najlepszych designerów i dyrektorów kreatywnych w Europie (chyba w Azji też, bo pracował tam wiele lat) – więc zasługiwał na garnitur, w którym czułby się jak król. On co prawda czuje się tak nawet bez garnituru, bo ma dosyć stabilne poczucie własnej wartości, ale kiedy obcuje z pięknem – a ten garnitur to czyste piękno – mam poczucie, że jest jakoś trochę wyższy i bardziej wyprostowany.
5. Kurs mini MBA Marka Ritsona
Obydwoje z Fergusem kochamy Ritsona. Ja go lubię, a Fergus bardzo szanuje i podziwia. Ritson jest jednym z nielicznym marketerów, który traktuje marketing jako naukę, a nie jako show. Który przedstawia wiedzę, a nie dane. Który dba o dowody, a nie o to, żeby komuś zaimponować. Fergus będąc dyrektorem kreatywnym – bardziej czuł strategię niż wiedział coś na jej temat. A lubi wiedzieć. Więc ten MBA był czymś, co dało mu fundament, którego mu brakowało. Pomógł mu uzasadnić to, co czuł intuicyjnie – za pomocą wiedzy. I mimo, że to mega poważna rzecz – sprawiła nie tylko wielką radość Fergusowi, ale dodała mu energii i sprawiła wiele radości. Zapewniła też dużo dyskusji przy obiedzie i kolacji. Często przy śniadaniach też.
#2 Kategoria – CUDOWNA PIĘKNA CODZIENNOŚĆ
Gdybym mogła, to spałabym tylko w lnianej pościeli (miałabym też lniane kimona, piżamy i lnianą poduszkę do medytacji). Jest cudownie chłodna latem. I jeszcze cudowniej ciepła zimą.
Uwaga: len lnu nierówny. Ja mam z Ikei – tam jest najtaniej (mimo ze to nie jest mój ulubiony sklep) i też się sprawdza. Natomiast w internecie znajdziecie tak piękne lniane pościele, że nie będzie się Wam chciało z nich wychodzić. Z pościeli, nie ze sklepów.
100-letnia czarka i matcha o kolorze szczęśliwej wiosny i Piękna bambusowa tacka, z cytatem z naszego ulubionego filmu – live long and prosper – pasuje i do związki i do matchy.
Totalna miłość.
Ja kocham kawior. Kocham też pizzę. Miałam taką fantazje, żeby zjeść pizzę z kawiorem. Uznałam, że to taki szczyt burżujstwa i nie przystoi.
I kiedy Fergus dał mi kawior z napisem „na pizzę” oraz zrobił tą pizzę – to gdybym tylko mogła ukochać go bardziej, to bym ukochała. Kawior na zawsze będzie dla mnie symbolem akceptacji i miłości, bo Fergus zanim mnie poznał, nawet nie próbował kawioru – po prostu zaakceptował, że ja lubię i chciał mi dać znać, że zasługuję na to, żeby wszystko w życiu mieć tak jak chce – a nie tak jak się powinno mieć. Nawet jeżeli to jest kawior na pizzę, a nie na mini kanapce.
Ania jest moją cudną przyjaciółką, ale… poznałam ją, bo byłam jej wielką fanką, a poznała nas nasza wspólna przyjaciółka – Sylwia. Ania jest zdecydowanie bardziej jak Fergus – nieokiełznana, artystyczna dusza. Kocham, że jej wyobraźnia jest większa niż Ocean Spokojny. To absolutna tradycja, że Fergus daje mi w prezencie co najmniej jedną Orską.
Kiedy zobaczyłam ten prezent, pomyślałam, że Fergus upadł na głowę. Ja ciągle coś gubię. Potem zarządzam rodzinne poszukiwania, a jak nie znajdziemy – rodzinną żałobę. Pomyślałam sobie: po co on sobie to zrobił?! Pióro? Serio?
Kiedy powiedział mi, że to jest długopis, który odtwarza ruchy pędzla VAN GOGHA na płótnie IRIS, to pomyślałam, że zdecydowanie oszalał, bo teraz jeszcze bardziej będę bała się zgubić. Oczywiście postanowiłam bardzo go pilnować. Oczywiście zgubiłam tydzień później. Oczywiście zrobiłam piekło przez 2 tygodnie, bo zgubiłam go kiedy byłam bez Fergusa. Kiedy wreszcie dotarłam do Fergusa – on je znalazł. W mojej torebce… W tej samej, w której sprawdzałam już jakieś milion razy.
I za każdym razem jak na nie patrzę – myślę o Van Goghu i o tym, że ważny jest proces a nie cel – i schodzi ze mnie powietrze. Kocham ten prezent, bo dał mi historię, która pomaga mi być lepszą wersją siebie i rzecz, która na co dzień, o tym przypomina.
3# Kategoria – Z MIŁYCH RZECZY SKŁADA SIĘ RZECZYWISTOŚĆ
1. Zestaw miodów z całego świata
Miód to druga rzecz po czekoladzie, którą kocha Fergus. My mamy tradycję pisania opowieści do każdego z prezentów – więc użyłam miodu do opowieści na temat naszych przyszłych podroży – to jest dużo lepsze niż po prostu 10 kg różnych miodów.
2. Mata do jogi z owczej skóry
Tak wiem, brzmi dziwacznie. Ale w zimny poranek to nie będzie już dziwne tylko otulające. Kiedy rano wstaję, żeby wykonać kilka ruchów i kilka rozciągnięć w łazience – dzięki tej macie poranek jest łagodniejszy (również dla moich kolan) i zdecydowanie bardziej miękki. Mata leży u nas w łazience i kiedy gnomik był mały kochał leżeć na tym „kocyku”, czekając aż skończę moją 5-minutową kąpiel a’la rodzic. To nie jest mata dla jogowych wymiataczy (chyba) – ale dla takich jak ja rekreacyjno–koncepcyjnych joginów, którzy lubią mieć miło, przyjemnie i pięknie.
Kocham notesy. Jako faszysta notesowy – lubię to co lubię i nie lubię niczego innego – czyli musi być w kropki i musi mieć specjalny rozmiar – mniejszy niż A4, a większy niż A5. I mogłabym siedzieć, patrzeć, głaskać podziwiać i bać się zacząć pisać, żeby ich nie pobrudzić.
Jak mam dużo notesów. Zaczynam często więcej pisać, żeby się szybciej skończyły i żebym mogła zacząć nowy
Dominiczka jest moją przyjaciółką, ale… poznałyśmy się, bo zamówiłam od niej moje pierwsze talizmany. Gdyby nas wsadzili do więzienia na 100 lat do ona jest osobą, z którą mogłabym przegadać te 100 lat w więzieniu, wyjść i nadal z nią gadać. Lubię mieć i kupować jej rzeczy, bo mają w sobie magię mocy i prawdy – wiele z nich robi bądź przywozi z Japonii, ze specjalnych miejsc mocy.
Hand made moimi hands. Fergusek bardzo lubi czekoladę, ale nie lubi kremów. Więc zrobiłam mu krem, który pachnie jak czekolada. Zużył go szybciej niż ja otrząsnęłam się po traumie sprzątania łazienki, po tym jak mikserem robiłam mu to cudo. Fergus czasami mi wypomina, że już go tak nie kocham, bo nie robię mu tego kremu. Ale to nie prawda – po prostu w tym sklepie ciągle nie ma masła kakaowego, które on tak kocha. Poluję na nie.
Grzybki na mózg. Ja akurat używam z HealthLabs – bo ufam i kocham, a do tego dorobiłam się kodu dla mnie i mojego plemienia (psychomama10). Ja używam dużo produktów ale… kiedy dałam to mojej koleżance na zakończenie karmienia – co było dla niej bolesnym przeżyciem emocjonalnie – trochę złagodziło to jej cierpienia, rozstania się z gnomikiem. Bo… one sklejają mózg na nowo. Więc może nie masz cudownej czułości 10 razy dziennie – ale pijesz je 2 razy dziennie i nie czujesz się totalnym młotkiem – z powodu niewyspania, burzy hormonalnej i zmian w mózgu (które nawet 2 lata po urodzeniu dziecka nadal są!)
Ja kocham je bardzo – i na mnie mega działają, ale np.: Fergus nie przepada – bo uważa to za dziwne i że czuje smak (korzenny). Ja tam nic już nie czuję. Po prostu kocham kiedy mój mózg działa.
Nienawidzę pić. Jestem pod ciągła presją trenerów i lekarzy, że trzeba pić 2 litry dziennie. Ta butelka jest tak piękna, że pomaga mi zbudować nawyk. Ogromną zaletą jest to, że utrzymuje chłód bardzo długo (to ważne, bo ciepłej wody w ogóle nie przełknę), ale prawda jest taka, że dla mnie ważne jest, że jest pięknie kolorowa i że nie rysuje się – więc po roku, wygląda jak nowa. Dodatkowo Kamila i Marek, którzy stworzyli ten sklep, to najmilsi ludzie świata, najbardziej życzliwi, kochani i ciepli. Uważam, że cudownie jest używać rzeczy od pięknych ludzi – a oni są najpiękniejsi!
Wierzę też, że może część z Was, jeszcze lepiej pozna mnie i Fergusa i jeszcze bardziej nas polubi – bo zobaczy, że jesteśmy #onetribe.
Potem jak napisałam tę listę i przejrzałam ją pod kątem badań z psychologii – muszę przyznać, że w 100% jest zgodna z wytycznymi naukowymi jak dawać prezenty. TUTAJ PRZECZYTASZ TEKST O ZASADACH DAWANIA PREZENTÓW. Są uważne, przemyślane, praktyczne, z korzyścią długoterminową i były w większości niespodzianką (ja należę do tego plemienia, które kocha niespodzianki – who is with me?).
Miałam pewien opór przed publikacją tego tekstu, bo jest taki osobisty. Może część osób mnie skrytykuje. Źle pomyśli. To jest ok. Nie mogę być lepsza (ani gorsza) niż jestem.