Mam przyjaciółkę na Rapa Nui (Wyspie Wielkanocnej) – Anię Rapu. Ona jest jednym z ważniejszych powodów, dla których tak często wracałam na tę wyspę i tak bardzo się w niej zakochałam. Kiedyś Anna zachorowała i codziennie odwiedzałam ją w szpitalu. Był to czas, gdy udzieliła mi najważniejszych lekcji na temat filozofii życia na Rapa Nui – lekcji, które w dużym stopniu stały się dla mnie filozofią życia w ogóle.
Pewnego dnia zaspałam i przyszłam do Anny dosyć późno. Na pytanie, co się stało odpowiedziałam:
– Ciągle czuję się zmęczona. Źle śpię. Jestem ospała. Nie mam energii. Źle się z tym czuję, bo powinnam tryskać energią – ocean, wakacje – czego chcieć więcej?!
– Nie masz energii?
– Nie mam. Co mam zrobić?
W tym momencie oczekiwałam magiczno-szamańskiej rady – dostanę jakieś „czary-mary” lub ziółka i… znowu będę sobą.
– A na co masz ochotę, kiedy tak nie masz energii?
– Mam ochotę spać!
– NO TO ŚPIJ!!! JAK MASZ NA TO OCHOTĘ – TO WŁAŚNIE TO POWINNAŚ ROBIĆ. Problem nie polega na tym, że jesteś ospała, ale na tym, że nie robisz tego, na co masz ochotę. Gdy będziesz robiła to, co chcesz – dostaniesz też to, co chcesz. Jak robisz coś wbrew sobie – to, co dostajesz, też jest wbrew tobie.
Ta dyskusja trochę jeszcze trwała, ale najważniejsza myśl Anny była taka, że my, ludzie cywilizacji, robimy to, co POWINNIŚMY, a nie to, na co mamy ochotę. Rapanujczycy robią to, co chcą, a nie to, co powinni. Każda z tych postaw jest trochę skrajna. Kiedy więc broniłam nas – ludzi cywilizowanych – mówiąc o tym, że jako ludzie odpowiedzialni musimy kierować się obowiązkami, bo jesteśmy częścią społeczeństwa, popychamy tym samym świat do przodu itd., zapytała mnie:
– Kto jest bardziej szczęśliwy: WY czy MY?
No, to jest bardzo dobre pytanie… Niestety odpowiedź była jednoznaczna…
– Dlatego tu jesteś – Rapa Nui wyrównuje twój poziom powinności. Ciągnie cię tu, bo każdego człowieka ciągnie do tego, co mu daje szczęście. Wyrównujesz tu swoje proporcje.
Przypomniała mi się ta rozmowa teraz – w okresie świątecznym. Codziennie dostaję kilkanaście maili z życzeniami świątecznymi. Codziennie jest co najmniej kilka z takim samym obrazkiem. Większość z prawie identycznym tekstem. Nie wiem, co mam z tym zrobić, nie wiem, co mam odpowiedzieć na kolejną kolorową choinkę ściągniętą ze strony internetowej… Wszystkie życzenia piszę indywidualnie. Wszystkie! Jeżeli nie mam czasu – nie piszę w ogóle. To oczywiste, że wszystkim życzmy zdrowia, szczęścia i pomyślności. Tym, czego bardziej potrzebujemy, jest zatrzymanie się i zastanowienie, czego życzymy TEJ konkretnej osobie.
Kiedy o tym rozmawiam z innymi, najczęściej mówią, że nie ma na to czasu i zbyt dużo jest klientów, podwykonawców, o których trzeba pamiętać, i nie ma czasu, by im wszystkim indywidualizować życzenia. Moim zdaniem jeżeli nie ma się czasu i nie ma ochoty – nie powinniśmy tego robić w ogóle. Wiem, że nie jest to pogląd popularny – ale naprawdę uważam, że za dużo jest „powinno się” w naszym życiu. Powinna nas cechować większa wiara w to, że wszyscy nam życzą dobrze i że nie musimy zwracać uwagi na siebie, wysyłając taki sam obrazek do kilkudziesięciu osób.
W czasie świąt wiele osób narzeka na „obowiązek” dawania prezentów i wypisywania kartek. Nie mam tego problemu – bo jak już daję kartkę i wysyłam prezent, jest to bardzo CON AMOR, z MIŁOŚCIĄ I RADOŚCIĄ. Przygotowanie prezentu, myślenie nad życzeniami – sam proces sprawia mi wielką przyjemnością i jest dla mnie prezentem. Robię to co chcę, dla kogo chcę i jak chcę. Żadnego „muszę” i żadnego „powinnam”.
Wszystkim innym też życzę dużo szczęścia i poczucia, że będąc tymi, kim jesteśmy, i robiąc to, co chcemy – uszczęśliwiamy siebie, a tym samym innych.